Dziś post na szybko. Tydzień temu wyszłam ze szpitala a codziennie mam coś do załatwiania. Każdego dnia coś. Jako choremu człowiekowi więcej czasu i energii zabierają działania, ale co zrobić. Jak byłam w szpitalu to kilka długości korytarza i do łóżka, teraz urzędy, przychodnie i kula u nogi, ah jak ona mnie irytuje. Druga sprawa podczas wizyty w przychodni u mojej neurolog jak pokazałam jej moje poszpitalne dokumenty to ona stwierdziła że powinnam mieć opiekunkę. Dobre. Nie stać mnie a dwa to jak na razie sama ogarniam bez użerania sie z panią co po podpis przychodzi. Nasłuchałam sie sporo o tych opiekunkach i nie chce mi sie użerać. Wiem że różnie można trafić, ale u mnie dochodzi jeszcze kwestia zachowania mamy i naprawdę nie mam ochoty na kolejne cyrki. Mama zrobiła mi "porządek" w ubraniach. Część popakowała w worki i ustawiła na środku pokoju, inną część według znanego sobie klucza, poskładała i włożyła do szafki. Mam problemy z równowagą więc sięganie wysoko może być niebezpieczne dla mnie. No i tak się przewróciłam nie raz, mam zachwiana i boje sie że sie przewrócę. Mama pyta kiedy do pracy pójdę, panie z MOPSu mówią że mam tylko lekki stopień więc mam sama ogarniać bo mam "otwarty rynek pracy". Tak wychodzę ze szpitala i najlepiej od razu do pracy.
Ciekawe kiedy i do jakiej. No i tak, ciężko mi na spokojnie usiąść zająć się skierowaniami których trochę mam, muszę na spokojnie a to tak nie wychodzi. Dziś znowu mam lekarza i trzeba jechać. Jak tu na spokojnie sie ogarnąć.
Pewnego dnia miałam coś do załatwienia w szpitalu, byłam u mojej neurolog z upominkami. Byłam odwiedzić miłą panią z którą leżałam, dalej dokarmia mewy, nie wiele je bo nie ma apetytu. Sił brakuje 81-latce. Ostatnio sie jej pogorszyło: gorzej chodzi i ma problem z mówieniem, ciężko zrozumieć. Smutno mi, taki fajny z niej człowiek. Przyjdę pogadam zostawię coś słodkiego i pójdę. Zaglądam jak jestem przy okazji. No zżyłam sie z oddziałem ludźmi, witają mnie bardzo przyjaźnie, więc jak jestem to czemu nie wejść.
Bardzo chciałam pospacerować nad morzem. Mimo mroźnej aury podreptałam, krócej niż bym chciała ale jednak
Nie czynne fontanny, tak charakterystyczne.
To bardzo dobrze kochana, że znajdujesz czas na przyjemności. Taka odskocznią od trudności dnia codziennego jest bardzo potrzebna.
OdpowiedzUsuńPrzyjemności umilają życie. Gdynia mnie nieodmiennie zachwyca. Czasem tęsknię za tym miastem, ale dobrze mi na swojej wsi ;)
OdpowiedzUsuńU mnie weekend zapowiada się super, bo przyjdzie przesyłka z portalu czytelniczego, w którym wygrałam 52 książki :)
Takie małe przyjemności potrafią poprawić humor. Dobrze, że sobie na takowe pozwalasz.
OdpowiedzUsuńŻyczę szybkiego powrotu do pełnej sprawności i zdrowia. U mnie też się choroba przypałętała, coś trzyma mnie dłużej niż zwykle.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że życie przyniesie Ci trochę spokoju. Niezmiennie - życzę powrotu do zdrowia!
OdpowiedzUsuń