Wierzę że jest taka siła, coś w człowieku jest. Bywa że by sięgnąć do zasobów potrzebna jest np. złość. Jutro dzień wypisu. Czas powrotu do rzeczywistości, z chorobą. Chodzę ale wymagam dalszych działań. Pojawił się temat powrotu do domu. Mama była, znowu teatr że jest chora i jak może mi się nie podobać obcisła poliestrowa bluza która mi przyniosła.
Temat wypisu i dojazdu do domu powrócił od lekarki. Mama z pogardą że: "przecież ona nie ma pieniędzy". Chciała przyjechać po mnie i ze mną jechać taxi. Chciała znać godzinę wypisu, uczona tłumaczyła jej że po wypisie mam badanie....
Mama wiem że raczej nie pomoże więc poprosiłam by zostawiła mi środki na taksówkę. Odmówiła. No jak mogłaby zrezygnować z robienia scen. Miałam pomysł by iść na autobus skoro nie mogę jechać autem. Wtorek przepłakałam, bo jak to będzie wracać autobusem do domu, jak iść po ulicy z rzeczami skoro nie mam pomocy, bo skąd. Najlepiej autem... Karetka ponoć dla leżących a ja już chodzę.
Wczoraj przyszły panie socjalne z zapytaniem czy mam dowód osobisty albo ksero. Zatkało mnie. Przecież w styczniu miały zawieźć komplet na komisję. Nie kryłam zdumienia, wyszczekana socjalna coś o pracy odpyskowała. Zupełnie jakby mi prywatnie przysługę robiły. Pożegnałam je.
Byłam mega wściekła bo jak ja: osoba która powinna z chodzikiem, stawiam nie pewne kroki na korytarzu urzędowe sprawy mam ogarniać?! Cieszę się że chodzę bo niedawno tylko leżałam, miałam problem by z łóżka na wózek się przesiąść. Na chwilę obecną nie czuję się na tyle samodzielnie by wracać do domu. A co dopiero by chodzić po ulicach i użerać się. Ze szpitalnego łóżka ogarniałam różne sprawy. Dobrze że mam telefon i net szpitalny dobrze śmiga. Niestety nie wszystko można załatwić zdalnie.
Wczoraj dowiedziałam się że jednak karetka do domu pojadę. Super, bo nie wyobrażam sobie z tymi rzeczami wracać,a niestety na nikogo liczyć nie mogę.
Zostaje kwestia wysłania dokumentów na komisję, dzwoniłam do Zespołu Orzekającego i nic kobieta nie mówiła że musi być dowód czy ksero. Kolejna sprawa to to co wszystkim na około mówiłam że od czwartku jestem bez leków, będą recepty. Trzeba będzie złożyć wniosek do MOPS o zasiłek na leki. Dokumenty na komisję. Mam wizyty lekarskie: kardiologiczne badanie, neurolog, potem jeszcze raz kardiolog... Jak to wszystko ogarnąć tym bardziej że jeszcze nie wiadomo czy wspierające panie nie będą chciały zaświadczeń z ZUS, PUP, Szpitala i nie wiem skąd jeszcze. Niby mam skupiać się na zdrowieniu a rozwala mnie od środka. Jestem po udarze w szpitalu a jak wyjdę to muszę być zdrowa na tyle by nie być bez leków bo może być kolejny udar.
W niedzielę był znajomy w odwiedzinach. Jest antnimem Zawiszy więc zaskoczyły mnie jego odwiedziny. Dostałam słodycze, owoce, magnes taki na lodówkę. Miłe i zaskakujące
Z nerwów objadłam się słodyczy i owoców, jedna osoba z sali miała urodziny i też symbolicznie... Jak by mi cukier zmierzyli to książkowego wyniku glikemii by nie było.
Przyszłam na oddział dbając o formy "pan", "pani". Byłam pewna że to tylko dochodzenie do zdrowia i do domu. Nie przewidziałam że zżyje się z ludźmi, przyzwyczaję się do rutyny... W domu mama, trzeba będzie zdobyć leki i przestrzegać brania ich bo nikt nie przypomni, nie poda....
Bardzo mi przykro kochana, że musisz przez to wszystko przechodzić. Nie poddawaj się ,bo walczysz o siebie i dla siebie. A to najwyższa stawka, więc walczyć warto❤️
OdpowiedzUsuńDużo sił w walce o powrót do zdrowia! Dużo pracy przed Tobą, ale wierzę w szczęśliwy finał.
OdpowiedzUsuń