Gdyby psy umiały życzyć komukolwiek wszystkiego najgorszego,
to życzenie „obyś był rodzinnym psem” mogłoby często być wyszczekiwane.
Rodzinnymi psami, po filmach Disneya, okrzyczane zostały w
swoim czasie dalmatyńczyki, jeszcze wcześniej cocker spaniele. Równie szybko na
swoje szczęście wyszły z mody; impulsywny gończy pies nie spełniał się zbytnio
w roli opiekuna małych dzieci, a cocker spaniel, zwłaszcza złoty, pozostawiony
bez żadnego zajęcia, potrafił ustawić na baczność niejedną ludzką rodzinę.
Przekleństwo rodzinnego psa spadło teraz na labradory i goldeny. Słodki wygląd
szczeniaka, nieco misiowate ruchy, mordka sprawiająca wrażenie zawsze
uśmiechniętej, pulchna miękkość przytulanki - to wystarczyło, aby rasy,
stworzone do polowania, ulokować na kanapie. I oczekiwać od nich bezgranicznej
łagodności, tolerancji na wszelkie ludzkie pomysły, z próbami wydłubania psu
oka przez dziecko włącznie. Miłośnicy rasy często z dreszczem przerażenia
wysłuchują koncertu życzeń od chętnych na szczeniaki, ale właściciele psich
fabryczek zacierają ręce, ogłaszając kolejne mioty najbardziej rodzinnych psów.
W programach szkolnych nie ma ani jednej lekcji na temat
zachowań udomowionych od dziesiątków tysięcy lat zwierząt, z którymi każdy z
nas spotyka się na co dzień. Za to na co dzień atakują nas wszelakiego rodzaju
reklamy, także opiewające zalety akurat modnych psich ras. A po najbardziej
elementarne rzeczowe informacje sięgamy na ogół nie przed kupnem szczeniaka,
ale dopiero wtedy, gdy nasze rodzinne zwierzątko brudzi dywany, szczeka zajadle
i nieustannie wbija nam w ręce igiełki mlecznych zębów. Szukamy pomocy dopiero
wtedy, gdy oczekiwania wobec psa, ukształtowane nawet bez wiedzy o tym, jak
często szczeniak musi sikać, zderzą się z rzeczywistością. Od psa rodzinnego
oczekuje się zbyt często, aby nie stwarzał żadnych problemów, nigdy i w żadnej
sytuacji nie używał zębów, czekał przez dziesięć godzin nieobecności domowników
cichutko i nieruchomo oraz cieszył się, byle niezbyt żywiołowo, każdym
pogłaskaniem. Najlepiej też, aby pieskowi wystarczył kwadrans spaceru rano i
wieczorem dookoła bloku. Oczekuje się, by pies bez żadnego szkolenia, ot, po
prostu sam z siebie potrafił spokojnie chodzić na smyczy, przybiegał
natychmiast na zawołanie i rozumiał, co się do niego mówi. A potem właściciel
rodzinnego psa przekonuje się ze zgrozą, że i labrador i golden ciągnie na
smyczy niczym lokomotywa, nie reaguje na żadne przemowy czy przywołania. Że
lekceważy gniewne okrzyki i zanęcanie smakołykiem i nie rozumie ani trochę
zakazów skakania na ludzi. To wszystko zresztą otrzymujemy gratis w najlepszym
przypadku. W najgorszym młody pies nie pozwoli odebrać sobie gnijącej kości
znalezionej na spacerze, nie lubi przytulania, szczeka na obcych i potrafi
uderzyć zębami doskonale znanego człowieka. Agresywny nie tylko do psów i
całkowicie nieposłuszny labrador? Warczący na właściciela, niechętny do
aportowania golden? A dlaczego nie??? Sama przynależność do „rodzinnej rasy”
nie załatwia problemów wychowawczych. Oczywiście łatwiej jest opanować na ogół
spokojniejszego goldena niż także na ogół bardziej pobudliwego teriera. Ale
spokój bądź żywiołowość akurat tego jednego naszego psa nie zależy przecież od
zapisanego wzorca ani tym bardziej reklam, tylko od tego, jaki charakter
prezentowali jego pradziadkowie, dziadkowie i rodzice. W rzetelnie prowadzonej
hodowli, tak jak wtedy, gdy rasy tworzono, konieczna jest nieubłagana selekcja.
Szczenięta po tych samych rodzicach nie są takie same – w każdym miocie może
urodzić się zwierzę niesocjalne, nadpobudliwe, pozbawione tych cech, dla jakich
rasa powstała. I taki pies, nie odpowiadający charakterem czy wyglądem
wymaganiom wzorca, nie powinien być dopuszczony do dalszej reprodukcji. Dopóki
psy nie są modne, dopóki nie ma na nie zbyt wielu chętnych i kupowane są z
uwzględnieniem cech charakteru rodziców, nikt nie rozmnoży wyżła obawiającego
się strzału ani owczarka skłonnego do zagryzania swoich podopiecznych. Labrador
czy golden demonstrujący zachowania lękowe lub agresywne też nie ma prawa
otrzymać oceny dopuszczającej do rozrodu.
Jednak wystarczy przyczepić etykietkę psa rodzinnego,
wystarczy wywołać modę na jakąś rasę, aby zwierzęta, które niekoniecznie
powinny być rozmnażane, zostały jednak do hodowli użyte. Jest zbyt – no to
mnoży się szczenięta, chętny się znajdzie. W ogłoszeniach można przebierać,
rodowodowe lub nie, w typie labradora, w typie goldena, po rodowodowej mamusi
lub rasopodobnym ojcu, do kupienia w sklepie, z dostawą do domu, na raty, po
okazyjnych cenach. Jest zbyt – są szczeniaki, do wyboru... A potem
7-tygodniowemu szczeniakowi, który zgodnie z oczekiwaniami nabywcy powinien być
absolutnie idealnym, niekłopotliwym psem rodzinnym, stawiane są całkowicie
nierealne wymagania. Nie wolno mu warknąć, gdy głaskany jest przy jedzeniu –
jak to, rodzinny golden warczy? Oczywiście że warczy, szczeniaki goldenów też
warczą na siebie, przepychając się do mamusinego baru mlecznego, nie ma żadnego
powodu, aby ręka ludzka potraktowana została na dzień dobry inaczej. Goldena
też trzeba nauczyć, że ręka właściciela jedzenie daje, a nie rywalizuje o nie.
Półroczna labradorka skacze na ludzi i szarpie w zabawie za ubranie? A dlaczego
nie? Labradorka, choćby była po interchampionach, też sama z siebie nie wie, że
to nieodpowiednia zabawa. Jak to, golden nie rozumie, że powinien spokojnie iść
przy nodze? Tak, nie rozumie, podobnie jak nie rozumie ani jednego adresowanego
do siebie ludzkiego słowa. I nie zrozumie, dopóki nie skojarzy słów człowieka z
sytuacją lub czynnością, z dobrymi lub niemiłymi dla siebie skutkami każdej
sytuacji bądź czynności.
Pół biedy, jeśli reklamowane jako rodzinne zwierzę jest
nawet znacznie spokojniejsze niż przewiduje to wzorzec. Przy odrobinie starań
właściciela okaże się rzeczywiście niekłopotliwym towarzyszem. A nawet przy
kompletnym braku wychowania będzie co najwyżej obojętnie znosić i nadmierne
pieszczoty i oburzone wykrzykniki, gdy na spacerze dopadnie bodaj zdechłej
myszy. Taki pies wytrzyma brak zajęcia typowego dla rasy, ot, pociągnie na
smyczy i tyle. Uchyli się od nazbyt dokuczliwych dziecięcych rąk, może być
stłamszony, przygnębiony, apatyczny – ale jakoś przeżyje bezpiecznie swoje lata
na marginesie ludzkiej rodziny. Znacznie gorzej, gdy w niewprawne ręce trafi
rasowy szczeniak o żywszym temperamencie, wymagający jakiegokolwiek zajęcia.
Lub taki, który reklamowaną rasę przypomina tylko troszeczkę wyglądem, a już na
pewno nie usposobieniem. Białe futerko, leżące uszy, ogon noszony poniżej linii
grzbietu wystarczy, aby w sklepie ze zwierzętami czy na targowisku oferować
jako goldeny nawet mieszańce owczarka podhalańskiego. Wtedy i tak wszelkie
pretensje za odbiegające od wyobrażeń nabywcy zachowania spadną na rasę. Jakoś
łatwiej uznajemy, że to pies jest głupi i niedobry, niż zechcemy przyznać się
przed lustrem do popełnionych w jego wychowaniu błędów. Rasowy, nie spełniający
oczekiwań nabywcy golden może, choć niestety nie zawsze, liczyć na powrót do
hodowcy. Przypadkowo i tanio kupiony młody zwierzak w typie modnej rodzinnej
rasy, jeśli spróbuje zębami bronić nieumiejętnie zabieranej kości, warknie na
rękę, która niepewnie przymierza się do kolejnego klapsa - może zasilić szeregi
azylowych nieszczęść, lub za rzekomą agresję zostanie skazany na śmierć. Jest
jeszcze jeden powód, dla którego słowa „obyś był rodzinnym psem” stają się
przekleństwem dla setek i tysięcy zwierząt. To warunki, w jakich są rozmnażane.
To powstające poza jakąkolwiek kontrolą nigdzie nie rejestrowane fabryczki
szczeniąt, takie choćby, jak niedawno likwidowana pod Poznaniem. W ciasnych
klatkach, na grubej warstwie własnych odchodów, miały spędzić całe życie pieski
kolejnej wchodzącej w modę, słodkiej z wyglądu rasy. Miały tylko rodzić – jak
najczęściej i jak najwięcej. Kupujący szczeniaki za pośrednictwem sklepów, na
targu, czy pod wystawą nie sprawdzają, w jakich warunkach zostały wyhodowane. A
przecież bardzo łatwo można uniknąć i kłopotów dla siebie, i w znaczący sposób
przyczynić się do tego, aby koszmarne fabryczki modnych piesków straciły rację
bytu. Wystarczy poznać historię rasy, by wiedzieć, jakie cechy mogą, choć nie
muszą wystąpić u szczeniaka. I wtedy ocenić, czy starczy nam czasu i
umiejętności na wychowanie akurat takiego zwierzaka. Wystarczy kupować bez
pośredników i natychmiast rezygnować z kupna, jeśli zachowanie matki
szczenięcia, lub warunki stworzone przez hodowcę pozostawiają cokolwiek do
życzenia. To chyba nie jest zbyt trudne ani czasochłonne wobec perspektywy
przeżycia co najmniej dziesięciu lat pod jednych dachem z wymagającym także
codziennej opieki i troski najbardziej rodzinnym psem.
Nic dodac, nic ujac. Glupi czlowiek, z deficytem czasu i cierpliwosci, z najlagodniejszego psa zrobi potwora albo psychopate. A potem pies jest wywozony do lasu, zostawiany w schronisku albo usypiany.
OdpowiedzUsuńFilizanko, blagam Cie, przyciemnij kolor liter, bo strasznie zle sie czyta, nawet w okularach. Wzrok juz nie ten, co onegdaj i taki blady druk bardzo meczy oczy, a artykul jest wart przeczytania.
Jak zachęcałam koleżankę z pracy do czytania o rasie przed zakupem to piała, że każde zwierze jest inne... heh mają ludzie filozofie...
UsuńChodź jak tak obserwuje forum, to pojawiają się ludzie szukający informacji o rasie. Ja także dzwoniłam do hodowców rozmawiałam...
Niestety ciągle człowiek wymyśla jakieś rasy domowe,
OdpowiedzUsuńteraz chyba jest york i coraz go więcej,
dobrze ,że mały...
ja myślę, że żadna rasa nie zasługuje na takie nieszczęście. Co do yorków to chyba się kończy. I dobrze...
OdpowiedzUsuńDzieki, Filizanko, za spelnienie prosby. Teraz wszystko jest dla mnie doskonale czytelne.
OdpowiedzUsuńno własnie yorków na ulicy pogrom jakaś moda się stała, mnie te psy kompletnie sie nie podobają
OdpowiedzUsuńEch to straszne jak ludzie nie potrafią wychować swoich zwierząt a potem biedne psy są tłamszone, bite czy po prostu wyrzucane bo nie spełniają wymagań. Ja kupiłam swojego psa z obskurnego garażu górala, brudasek był ostatni z miotu, nikt go nie chciał, a jest cudownym psem. I to nie dlatego że to bernardyn, tylko dlatego że został wychowany w miłości i jasnych zasadach, wie kiedy trzeba się słuchać bo nie mam ochoty na zabawę... ważne żeby dobrze się znać nawzajem ze zwierzęciem.
OdpowiedzUsuńZgadzam się... Z tymi yorkami to już lekka przesada...
OdpowiedzUsuńPo za tym tak samo jak Rossnett średnio mi się podobają. Aczkolwiek to moja opinia. Jak dla mnie ta ,,moda" na psie rasy to kompletna głupota. :/
Pozdrawiamy i zapraszamy E&F.
Bardzo dobry ten artykuł. Pozdr.
OdpowiedzUsuń