W szkoleniach z zakresu zdrowia psychicznego superwizja jest
mylącym określeniem. Kiedy jako student medycyny uczyłem się cewnikowania,
prowadzenia kartotek(…..)byli w Okół mnie bardziej doświadczeni lekarze udzielający
instrukcji, besztający, asystujący, uczący. Często dawali mi natychmiastowe – i
zwykle negatywne – zwroty. Dopóki zrealizowaliśmy model: „obserwuj, rób,
nauczaj” zawsze był w pobliżu jakiś bardziej doświadczony lekarz, pomagający mi
w każdym kontakcie z pacjentem. Ale nie w psychiatrii. Jako praktykant, w
kontakcie z pacjentem, czy z pacjentem i
jego rodziną, niemal zawsze byłem sam. Dopiero po odbyciu sesji – a często
dopiero kilku – omawiałem je z moim superwizorem. W pracy klinicznej adept
dziecięcej psychiatrii ma zazwyczaj wielu superwizorów, wiec często
przedstawiałem to samo dziecko lub przypadek kilku z nich, by poznać różne spojrzenia
i czerpać z wielu wglądów, oby uzupełniających się. Jest to ciekawe podejście i
ma znaczne zalety ale też ewidentne ograniczenia, które dopiero miałem odkryć.
Przedstawiłem przypadek Tiny mojemu pierwszemu
superwizorowi, doktorowi Robertowi –
młodemu poważanemu intelektualiście, który szkolił się w psychoanalizie. (….)
wydawał się dużo bystrzejszy ode mnie.
Swobodnie operował psychiatrycznym żargonem (…) ilekroć sypał tymi terminami
patrzyłem mu w oczy starając się wyglądać odpowiednio poważnie i kiwałem
myśląco głową jakby mówił rzeczy które mnie oświeciły, ale w skrytości serca
myślałem: „o czym on do cholery gada”?
Przedstawiłem krótką formalną prezencję Tiny, opisując jej
symptomy, historię, rodzinę i skargi szkoły, dodając szczegóły kluczowych
elementów jej pierwszej wizyty. Dr Robert notował. Gdy skończyłem spytał: „więc
jak myślisz co ona ma” nie miałem pojęcia.
- nie jestem pewien odrzekłem wymijająco. Szkolenie medyczne
uczy młodego lekarza udawać o wiele mniejszego ignoranta niż jest nim w
rzeczywistości. A ja byłem ignorantem. Dr Stine zaproponował byśmy sięgnęli do
diagnostycznego podręcznika zaburzeń DSM (Diagnostics Statistic Manual)
W owym czasie była to wersja DSM III. Mniej więcej co
dziesięć lat DSM jest poprawiany, by uwzględniać najnowsze badania i poglądy na
zaburzenia. Przyświecają temu obiektywne i słuszne zasady ale proces ten jest
bardzo podatny na różne socjopolityczne i inne nienaukowe naciski. Na przykład
homoseksualizm był dawniej uważany za zaburzenie a teraz nie. Ale do dziś
głównym problemem jest to że DSM bazuje na listach symptomów. Jest rodzajem
podręcznika komputerowego napisanego przez zespół który nie ma pojęcia o
twardym ani miękkim oprogramowaniu – podręcznika starającego się określić przyczyny
problemów komputera i sposoby ich usuwania na podstawie dźwięków jakie wydaje
dany egzemplarz PC. Z moich badań i
wyszkolenia wiem że systemy w tej „maszynerii” – w tym przypadku w ludzkim
mózgu – są nie zwykle złożone. W rezultacie wydaje mi się, że ten sam
zewnętrzny „efekt” może pochodzić z wielu różnych problemów wewnątrz. DSM nie
bierze tego pod uwagę.
- a więc ma problemy z dyscypliną, jest nieuważna, impulsywna,
nie stosuje się do poleceń, jest wyzywająca seksualnie, przekorna i ma problemy
z rówieśnikami. Spełnia zatem kryteria zaburzenia deficytu uwagi Attetion
Deficit Didorder, ADD i zaburzenia opozycyjno – wyzywającego – zawyrokował
niezwłocznie Dr Robert
- tak domyślam się – odrzekłem. Ale to mi nie pasowało, Tina
przeżywała coś znacznie innego i głębszego niż te diagnostyczne etykiety. Z
badań jakie przeprowadziłem nad mózgiem wiedziałem, że systemy zaangażowane w
kontrolę i skupienie uwagi są szczególnie złożone wiedziałem też że może na nią
wpływać wiele czynników środowiskowych i
genetycznych. Czy etykietowanie Tiny jako „seksualnie wyzywającej” nie jest
błędem. Zważywszy że jej nie stosowanie się do poleceń było zapewne skutkiem
wiktymalizacji. Co z zamętem poznawczym każącym jej myśleć że zachowania
seksualne z dorosłymi i innymi dziećmi są normalne? Co z jej seksualizującą
mowa i opóźnieniem językowym? A nawet jeśli miała zaburzenia deficytu uwagi
ADD, to czy zrozumienie wykorzystania seksualnego nie może okazać się ważne w
zrozumieniu w jaki sposób trzeba je leczyć? Nie wniosłem jednak tych pytań.
Patrzyłem na Dr Roberta kiwając głową jakbym chłonął jego nauki. Idź poczytaj o
psychofarmakologii na ADD. Porozmawiamy za tydzień – poradził mi.
Wyszedłem od dr Steina z poczuciem zamętu i zawodu. Czy tak
ma wyglądać bycie psychiatrą dziecięcym? Kształciłem się na psychiatrę ogólnego
dorosłych i znane mi były ograniczenia superwizji, jak i podejścia
diagnostycznego, nie znałem tylko problemów dzieci, które do mnie trafiały.
Społecznie zmarginalizowane, opóźnione rozwojowo, poważnie uszkodzone , były
przesyłane do naszej kliniki abyśmy naprawiali rzeczy, które wydawały się
nienaprawialne za pomocą narzędzi jakie mieliśmy do dyspozycji. W jaki sposób
kilka godzin w tygodniu i recepta może zmienić wygląd i zachowania Tiny? Czy Dr
Robert naprawdę wierzył że ritalin lub inny narkotyk na ADD rozwiąże jej
problemy?
Na szczęście miałem też drugiego superwizora, mądrego
wspaniałego człowieka i giganta w dziedzinie psychiatrii. Doktor Jarl Dyrud
pochodził tak jak ja z północnej Dakoty i błyskawicznie się porozumieliśmy.
Podobnie jak dr Robert, dr Jarl Dyrud był orientacji psychoanalitycznej, miał
jednak za sobą także lata prawdziwych życiowych doświadczeń w próbach rozumienia
ludzi i pomagania im. Pozwalał, by to one kształtowały jego spojrzenie, a nie
teorie Freuda.
Dr Dyrud uważnie słuchał gdy opisywałem mu Tinę. Potem
uśmiechnął się i rzekł:
- podobało ci się wspólne kolorowanie?
Zastanowiłem się chwilę:
- tak, nawet bardzo.
- Świetny początek. Powiedz mi więcej.
Zacząłem wymieniać listę symptomów Tiny i zastrzeżenie
dorosłych wobec jej zachowań.
- nie, nie. Opowiedz mi o niej samej, nie o objawach.
- co masz na myśli?
- to gdzie mieszka, jak wygląda jej mieszkanie, o której
chodzi spać, co robi w ciągu dnia? Mów mi o niej.
Musiałem przyznać, że nie posiadam takich informacji.
- poświęć trochę czasu na poznanie jej samej, nie jej
objawów. Dowiedz się jakie jest jej życie – doradził.
Ja studiuję psychologię i takie rzeczy baaardzo mnie interesują :) Szczególnie różne kontrowersyjne badania itd.
OdpowiedzUsuńzapraszam wiec częściej:) mam nadzieje że znajdziesz tu nie jedną ciekawą rzecz:)
Usuń