Nie wiem ostatecznie jak to się rozwiązało, ale gdy przyszliśmy
dziś do kurczaka zastałam Liwie z jej dobytkiem. Nie wiedzieć dlaczego
siedziała tam a nie u Bryla. Toć go nie było a klucze miała. Uderzające jak co
jakiś czas chodziła do mieszkania by wynosić najdrobniejsze rzeczy, a że często
jej się przypominały najdrobniejsze szczególiki. Masakra. Rozumiem oczywiście
wziąć swoje, ale jakieś drobiazgi to hmmm delikatnie mówiąc dziwne. Raz oddała
klucze Robercikowi, a za jakiś czas poprosiła o nie bo jej się jakaś drobnostka
przypomniała…
Chwaliła się wibratorem, który nabyła…
Dziś wysłałam życzenia świąteczne do znajomych i klientów hotelikowych.
Warto się przypomnieć, a nóż widelec ktoś się odezwie albo pocztą pantoflową…
musze przyznać, że i odpowiedzi dostałam, niektóre ładne…. Czasem dziwne…na
przykład o jakimś końcu świata…
Gdy siedziałam w domu przed laptopem przyszła Liwia… się
kolejny raz żegnać… najlepsze, że chciała komitetu pożegnalnego przed blokiem… bo
tam syn z kimś tam samochodem po nią jadą.
- oni są kilometr od miasta – powiedziała przejęta –
chodźcie na dół
- a po co? – zapytałam totalnie zdziwiona – przecież ja idę
dziś na tą inwentaryzacje. Mam mokre włosy…. – tłumaczyłam
- a to czapkę ubierz – przekonywała.
Nie mam pojęcia za kogo ona się uważa… chciała bym do niej
dzwoniła co jakiś czas, minimum raz w miesiącu. Heh….dziwna prośba, bo przecież
ludzie do siebie dzwonią jak mają jakąś potrzebę…
Inwentura jak inwentura byłam z koleżanką i jej chłopakiem…
francuzem… wpadł w odwiedziny do niej, a skoro jego dziewczyna załapała prackę
to i on poszedł. Naprawdę zdumiała mnie jego postawa... jak już później
dowiedział się, jaka stawka coś szybko zaczął do lubej po francusku… ona tylko
się czerwieniła i odpowiadała. Widać nie zręczne to było dla niej…
Czemże jeszcze luby mojej koleżanki mnię zaskoczył: otóż
wiele słyszałam na temat niechęci francuzów do nauki języków obcych. Adam opowiadał
mi jak jego była żona pracowała w markecie w dyrekcji, gdy Francuzi przyjechali,
była naprawdę na wagę złota, gdyż robiła za tłumacza bo oni naprawdę ani słowa.
A tu chłopak mojej koleżanki: włoski, angielski, i jeszcze
polskiego się uczy…
Wczoraj polokowałam w telefonie kilka osób, i niech tak
zostanie. Bo po co mi ktoś kto swoim zachowaniem, telefonami funduje mi jedynie
przykrość? Dzwoni, opowiada o jakiś pornosach, o wizytach w agencjach
towarzyskich, i innych jakiś miejscach tego typu. Zadaje intymne pytania. Usiłuje
wymusić na mnie numery do moich koleżanek, które będą od razu chętne na sex. Masakra
jakaś… a on nawet raz na jakiś czas mnie na kawę nie zaprosi. Tylko jakby
oczekiwał, że mu laskę na sex znajdę. Nie mówiąc już o weselu, na które szuka
już koleżanki… smutne to i przykre dla mnie, ale ja ani biuro matrymonialne nie
jestem ani agencja towarzyska. Heh… po
za tym wstyd mi by było takiego wieśniaka przedstawić. I co on powie? O odchudzaniu?
Filmach porno? Sexie analnym? Fascynacji panią z biura matrymonialnego x, i rozczarowanie
biurem y? w dodatku kolo nie słucha co się do niego mówi. Kolejny to szukający
niezależnej finansowo, z mieszkaniem bez najmniejszych problemów, bo jak na
człowieka biegunkę przystało on tylko kobiety sukcesu uznaje. Nawet na kawę nie
zaprosi. Wszystko chce wiedzieć na już: sytuacja materialna, mieszkaniowa… tak
tak… tak się rodzą uczucia….
Wesole masz zycie, Filizanko, nie powiem. A jeszcze weselszych znajomych ;)))
OdpowiedzUsuńDobrze, ze sa na tym swiecie zwierzeta, ktore nas kochaja takimi, jacy jestesmy, bez stawiania warunkow. Inaczej - klapa na calej linii. Takich Liwii jest stanowczo za duzo na tym swiecie.
Ciekawe masz życie :-)
OdpowiedzUsuńAle się ostatnio u Ciebie dzieje!!!
OdpowiedzUsuń