Rodzina dysfunkcyjna
to rodzina, która nie spełnia swych należnych funkcji. Jest to rodzina, w
której mogą występować różne zachowania obsesyjno-nałogowe dotyczące alkoholu,
narkotyków, leków, hazardu, zakupów, pracy, seksu, porządku, religii lub innych
nie wymienionych form. To rodzina, w której ktoś z członków rodziny był lub
jest niedostępny fizycznie lub emocjonalnie, ktoś jest przewlekle chory psychicznie
i nie chce się leczyć. To rodzina, w której były lub są obecne nadużycia lub
przemoc fizyczna, emocjonalna, psychiczna, seksualna. Negatywny bagaż
doświadczeń wyniesiony z rodziny dysfunkcyjnej, w szczególności z rodziny
alkoholowej. nie przemija od tak sobie sam z czasem. Wielu dedeowców z
przerażeniem odkrywa, że mimo wstąpienia w związek małżeński, usamodzielnienia
się finansowego i lokalowego, nabyte sposoby przeżywania rzutują w dorosłym
życiu na obecne związki, pracę i funkcjonowanie społeczne, osobiste i duchowe.
Jako dedeowcy bardzo często borykamy się z charakterystycznymi dla nas
przeżyciami, problemami, cechami charakteru. Ich wykaz można znaleźć klik
żródło
żródło
Na blogu klubkotajasna8.blogspot.com kolejny raz biorę udział w konkursie oto moja fotka konkursowa:
pozdrawiam
DDD/DDA, już kilka razy czytałam, że nie istnieją i że są tylko efektem widocznym w amerykańskiej psychiatrii patologizowana wszystkiego. Wystarczy popatrzeć jak rozrastają się kolejne wydania wykazu chorób psychicznych - to co kiedyś było normą teraz kwalifikuje się do zaburzenia psychicznego. Ostatnio taką walkę o niepatologizowanie psychiczne stoczono nad otyłością - amerykańscy psychiatrzy chcieli, żeby każda gruba osoba byłą leczona psychiatrycznie :).
OdpowiedzUsuńZ DDD jest tak, że oni niby mają wspólne cechy ze sobą, ale jeśli weźmie się z populacji parę osób, które wcale nie miały rodzin spełniających kryteria rodzin dysfunkcyjnych, to się okazuje, że parę z nich też ma cechy wspólne z DDD. A więc ktoś zdał pytanie, może te terapie nie leczą efektów wpływu społecznego tylko wredny charakter, co jest raczej syzyfowym wyzwaniem. No bo jak wyleczyć wrodzony sposób reagowania na rzeczywistość?
Moglabym sie z tym zgodzic. To raczej szukanie usprawiedliwienia dla wlasnych niewlasciwych zachowan. Dorosly czlowiek ma wolna wole, powinien umiec odroznic dobro od zla i tymi kryteriami kierowac sie w zyciu i w relacjach z innymi. Znajac wlasne zle doswiadczenia z dziecinstwa, musi pracowac nad soba jako dorosly czlowiek, zeby takich zachowan nie powtarzac.
UsuńCyniu! Jeśli jest DDA to mimo że unika alkoholu, prowadzi "normalny dom" nie odznacza że nie posiada pewnych cech... i uzależnienie rodzica nie ma wpływu na to co dzieje się z danym człowiekiem a co za tym idzie z potomstwem.
UsuńNie tu nie chodzi o patologizowanie, czy usprawiedliwianie siebie. Jeśli jest mi źle to dlaczego nie mam prawa znać przyczyny? Nie dla tego by oskarżać czy siebie usprawiedliwiać ale by poznać pewne rzeczy i móc wpływać na to co dzieje sie obecnie. Widzisz tu zależy na jakiego specjalistę sie trafia... jeden powie że wspaniała rodzina wszyscy do kościoła chodzą - święta rodzina. Ale o czymś takim jak uzależnienie od religii sie nie mówi. Mając na myśli uzależnienie zwykle ludzie myślą o narkotykach, papierosach, alkoholu, rzadziej słodyczach....
Czyli Aniu twierdzisz że rodzice, i dzieciństwo nie mają wpływu na człowieka dorosłego?
UsuńJa rozumiem, co masz na myśli. Natomiast naukowcy zwrócili też uwagę na inną rzecz - wiele osób z rodzin, które by się określiło jako dysfunkcyjną wcale nie mają cech w wspólnych z grupami osób DDD/DDA. Więc znowu zadano sobie pytanie, co właściwie "leczy" terapia?
UsuńMożna mówić, że komuś jest w życiu źle i wchodzi w konflikty, bo jest z rodziny alkoholików, ale przecież bycie z rodziny alkoholików jest już przeszłością, nie można go "wyleczyć". Tymczasem np. rodzeństwu tej osoby wcale nie jest źle i nie wchodzi w swojej własnej rodzinie w konflikty, pomimo tego, że ma te same doświadczenia z dzieciństwa. No więc jeszcze raz pytanie, co się leczy? Osobowość? Czemu w tej samej rodzinie dzieci mają lub nie mają zaburzeń funkcjonowania, gdy dorosną? I jak leczyć z osobowości? Przecież osoba, która jest nadwrażliwa i pesymistyczna z natury, nie stanie się nagle optymistą, który lubi innych ludzi. Dzieciństwo ma wpływ na człowieka, ale raczej pogłębia jego naturalne skłonności niż go całkiem zmienia - to mam na myśli. I stąd twierdzenie niektórych, że nie ma syndromu DDA/DDD, są po prostu neurotycy.
Oczywiscie, ze maja wplyw! Tylko czlowiek z czasem dorosleje, dojrzewa i pora skonczyc obwinianie rodzicow za wlasne niepowodzenia, a zaczac nad soba pracowac. Z chwila wyprowadzki z domu zaczac zyc wlasnym zyciem i budowac je po swojemu, bo od tej wlasnie chwili rodzice przestaja miec wplyw na nasze zycie. Nie mozna po kres zywota zaslaniac sie rodzicami.
UsuńJa nie mialam rozowego dziecinstwa, ale wyprowadzilam sie, zalozylam rodzine i zaczelam inaczej patrzec na pewne zagadnienia. Sama bylam sobie sterem i zeglarzem, rodzice nie mieli juz na nic wplywu. Malo tego, z czasem zaczelam dazyc do pojednania, co mi sie w koncu udalo. Po prostu przestalam im zarzucac, ze zmarnowali mi zycie, a zadalam sobie pytanie, DLACZEGO tacy byli. W koncu zrozumialam i nie potrzebowalam do tego terapeuty. Nasze stosunki sa w tej chwili bardzo cieple, pelne milosci. Powiedzialam, a raczej napisalam, co mi lezalo na sercu. Oni tez wreszcie zrozumieli, dlaczego nam sie wczesniej nie ukladalo. Otwarcie porozmawialismy, bez zarzutow, spokojnie i rzeczowo. Bo bez wzgledu na wszystko, to sa moi rodzice, a ja jestem ich dzieckiem. Po okazaniu przeze mnie ciepla, wyszlo na to, ze i oni bardzo mnie kochaja, a nie umieli tego ubrac w slowa.
Ja nie teoretyzuje, znam zagadnienie z wlasnego doswiadczenia. Sprobuj wiec przestac zarzucac matce wine za wszystko, a zacznij traktowac ja jak najblizsza osobe. Zobaczysz, ze to dziala cuda.
Pora dorosnac, Filizanko, lat masz dosyc i to, ze teraz znow mieszkasz u matki, jest przypadkowym zbiegiem okolicznosci. Ty jestes juz samodzielna i po tylu latach mieszkania poza domem, czas zmienic Wasze relacje.
Skoro komuś jest dobrze, to nie idzie na terapie. Jeśli uważa że wszystko jest ok to jego życie jego sprawa, wszak jeśli idzie to czuje potrzebę i pracuje nad tym co chce w sobie, życiu zmienić.
UsuńPrawda że nie każdy DDA/DDD ma te same problemy, jednak łączą pewne przeżycia i doświadczenia stąd grupy są. Jedni chodzą lata, inni krócej. Ktoś inny w ogóle nie uznaje swojej rodziny za dysfunkcyjną,albo z dumą mówi że mimo alkoholizmu rodziców jest abstynentem po czym nie uznaje swoich nałogów.
ale żeby zacząć pracować nad czymś trzeba widzieć potrzebę, uznać je. Skoro dana osoba przyjdzie na terapię i powie że wszystko jest ok rodzice byli bez zarzutu to nad czym pracować skoro wszystko jest ok?
UsuńGdyby tak było jak piszesz że z chwilą wyprowadzki z domu rodzinnego zstępuje magia która leczy, uzupełnia deficyty to po co są grupy i terapeuci skoro problemu nie ma? Skoro wszystko jest kłamstwem to skąd takie nie inne wybory?
Weźmy dziecko wykorzystywane seksualnie przez ojca to czy idąc tym tropem nie prościej po prostu sie wyprowadzić matka zabiera dziecko i zmienia lokum zmiast chodzić na terapie, a wszelkie symptomy traumy z dzieciństwa nazywać kłamstwem bo przecież oprawcy nie ma i dziecko okaleczone może robić co chce, zwłaszcza gdy jest dorosłe a trauma zostaje i odbija się na życiu, relacjach no ale co tam....
Co tam dzieci mające jakieś tam pretensje do księży pedofili skoro to w dzieciństwie było wszak co dawno to nie prawda.
Panterko! Bycie w grupie DDA, DDD to nie polega na bezustannym obwinianiu rodziców. Tylko przyjrzeniu sie sobie, swoim deficytom, temu co boli, wszak w brew pozorom nie rodzic jest najważniejszy tylko droga do zdrowienia.
Głos oddany:) Zdjęcie faktycznie świetne.
OdpowiedzUsuńTo jak zostaliśmy wychowani rzutuje na naszym życiu. Nasze dzieciństwo wpływa na nasze wybory w późniejszym życiu i to bardzo często podświadomie, nie wiemy nawet dlaczego tak postępujemy. Obserwuję dwie koleżanki, które pochodzą z rodzin dysfunkcyjnych i kiedy patrzę na ich postępowanie i niewłaściwe wybory, serce mi się kraja. Pomimo moich szczerych rad, one i tak robią to co podpowiada im własna świadomość... ja to nazywam autodestrukcją.
OdpowiedzUsuńCóż gdyby to było takie proste że każdy jest tak samo silny, świadomy wszystkiego to ile alkoholików znieczulających się alkoholem świadomie wybrało by nałóg?
UsuńWitam!
OdpowiedzUsuńZ racji zawodu znam wiele prezypadków rodzin dysfunkcyjnych....
Zaraz kliknę w zdjęcie, bo nic mnie tak nie rajcuje jak spadochron.
Pozdrawiam serdecznie i do siebie zapraszam.
Michał
Hehe dziękuję:) zapraszam do dyskusji:)) temat będzie jeszcze poruszany, nie raz;)
UsuńPrzykre jest to jak wielki wpływ na nasze życie mają doświadczenia z dzieciństwa i wzorce wpajane. Często ludzie mają potem problemy z nawiazywanien właściwych relacji.
OdpowiedzUsuńStraszne że rodzice robią to nie do końca świadomie;/ często sami będąc ofiarami...
UsuńOddałam głos :)
OdpowiedzUsuńdziękuje:))
Usuńzagłosowane :)
OdpowiedzUsuńdziękuję:*
UsuńJa również oddałam głos...Często słyszałam, że ta czy owa rodzina jest dysfunkcyjna...tylko nie wiedziałam co to znaczy...Zawsze się zastanawiałam dlaczego nikt nie pomoże takiej rodzinie...Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńNo cóż żyjemy w wolnym kraju na tyle by każdy mógł robić co uzna za stosowne.
UsuńPomoc, hmmm tylko jak pomóc komuś komu dobrze żyje się pijąc bo rodzice pili, albo nie chce uznać pewnych rzeczy (może nie widzi?) często dopiero gdy życie przyciśnie człowiek pragnie zmiany, szuka.... co wybierze to juz jego decyzja. Oby dobrze trafił,
Zagłosowane. ;)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy post, nigdy do końca nie wiedziałam co to jest takiego ta rodzina dysfunkcyjna, a od Ciebie dowiedziałam się w krótki i miły sposób. ;)
Pozdrawiam. :**
Dziękuję za głos. Temat DDA DDD jeszcze będzie pojawiał się tutaj:))
UsuńZagłosowałam.
OdpowiedzUsuńI przeczytałam bardzo ciekawą dyskusję.
Jeżeli mogę, to wtrącę swoje trzy grosze - fakt, że dzieciństwo rzutuje na późniejszych życiu... każde dzieciństwo i dobre, i złe.
Fakt, że taka rodzina może zrobić wiele złego, ale - tak jak napisała jedna z osób - to od nas ta naprawdę zależy, co zrobimy ze swoim życiem. I obwinianie innych niczego nie zmieni.
I odniosę się jeszcze do tematu terapii - czytałam kiedyś taki świetny artykuł. Do pani psycholog zgłosili się rodzice z bardzo niegrzecznym dzieckiem, które ciągle stwarzało problemy. Pani psycholog poprosiła dziecko, aby pobawiło się w innym pokoju i zaczęła rozmawiać z rodzicami - o tym, jak mówią do dziecka, jak mówią do siebie przy dziecku, czy są konsekwentni w respektowaniu poleceń, które wydają dziecku... po pewnym czasie rodzice spytali, kiedy wreszcie pani psycholog zajmie się tym niegrzecznym dzieckiem, z którym przyszli. Ona odpowiedziała, że nigdy, bo to nie w dziecku leży problem...
Dlatego uważam, że nie zawsze należy szukać winy w innych - w rodzinie, dzieciństwie.... trzeba ich zacząć szukać w sobie.
W końcu w tzw. dobrych rodzinach, bez żadnych nałogów i obciążeń, zdarzają się dzieci, które wyrastają na kryminalistów... każdy jest kowalem swego losu.
Napiszę kolejny raz: identyfikowanie się z problemem to nie obwinianie rodziców za wszystko, to uznanie i wzięcie odpowiedzialności za siebie! Bez tego nie sposób iść dalej.
Usuń