Siedzę w zadumie… zadając sobie pytanie: jak bardzo trzeba gardzić drugim człowiekiem, ile trzeba mieć w sobie nienawiści wręcz by „służyć drugiemu człowiekowi” jako pracownica socjalna…
Czy już na etapie rekrutacji dobierane są „odpowiednie” osoby? A może dana osoba już na stanowisku sam nabywa owych wyżej wspomnianych cech?
Byłam mimowolnym świadkiem rozmowy telefonicznej kobiety z instytucji pomocowej – chyba MOPS. Miałam wrażenie że rozmówczyni miała o sobie mniemanie jakby ratowała świat, jakby bez jej „pomocy” świat by nie istniał.
Zdumiał mnie fragment rozmowy na temat pomocy psychologicznej i tego by psychiatra „obadał komu trzeba tableteczkę szczęścia” bo taki człowiek „lepiej się nadaje” w terapii.
Najbardziej zdumiewające były teksty w stylu: „żrą za nasze pieniądze”. Ja rozumiem że są jednostki gdzie prawdopodobieństwo znalezienia się w trudnej sytuacji jest jak najbliższe zeru, rozumiem że ktoś kto nie był skazany na dłuższe poszukiwanie pracy, ktoś kto tego nie doświadczył, samotności braku wsparcia ktoś kto miał w życiu łatwiej nie zrozumie… ale dlaczego i jakim prawem gardzi tak mocno?
W teorii to wygląda tak:
„Za najstarszą i najbardziej podstawową wartość w pracy socjalnej uznawana jest godność osoby ludzkiej. Praca socjalna jest działalnością o charakterze pomocowym. Podstawowym jej celem jest niesienie pomocy ludziom w znajdującym się w różnych sytuacjach, nie tylko związanych z problemami materialnymi, ale także psychicznymi, emocjonalnymi czy duchowymi. Ma on integrować działania wokół rodziny oraz jej środowiska społecznego i lokalnego. Praca jego ma na celu pedagogizowanie działań wsparcia oraz stosowanie profilaktyki, której zadaniem jest uzupełnić system polityki społecznej kierowanej do rodziny i osób samotnych.” – mówi ciocia Wikipedia.
Dalej mogłabym przytaczać przykłady „dobroci” „służebników” „klonów Matki Teresy z Kalkuty” którym myśl o danym człowieku a właściwie jak siebie bronić przychodzi dopiero wówczas gdy sprawa nabiera medialnego rozgłosu.
Na koniec chciałabym by ci "wspaniali" ludzie doświadczyli takiej samej "dobroci" i "wsparcia" jakie sami oferują. Podobno wszystko wraca do człowieka...
Dziś miałam podobne przemyślenia, ale w nieco innym kontekście... Ale o tym przy innej okazji.
OdpowiedzUsuńTroche mnie przeraziłas. Był okres w moim życiu, gdy jako terapeuta ds uzależnień pracowałam w MOPS. I moze miałam wyjątkowe szczescie ale jak żyje nie widziałam równie zaangażowanych w swoją prace ludzi. A robota to była trudna i diablo wypalająca. Podopieczni tez różni sie trafiali - byli i tacy, ktorzy przychodzili po pomoc z nożem. Ot zycie.
z nożem? Hmmm czyżby przyświecała im wiara w dobre chęci i empatię urzędniczek? hehhhhh....
UsuńRaczej chęć wymuszenia świadczenia. Nie wiem, spędziłam wsrod tych ludzi dobrych kilka lat, moze wyjątkowo dobrze trafiłam, ale to nie były urzędniczki tylko świetne dziewczyny. Do dzis pracuje w trudnych środowiskach, teraz spotykam sie z wiele drastyczniejszą strona rzeczywistosci niz w czasach gdy zajmowałam sie terapią i niestety ale zauważam juz u siebie oznaki wypalenia. To tak jakiś działa na człowieka.
UsuńPamietam moment, gdy pierwszy raz zabrano mnie na interwencje. Byłam tuż po studiach - zielona az miło. Pojechała pani z opieki, ja i dwóch policjantów. To było przed Bożym Narodzeniem. Nigdy nie zapomnę tego domu, tych wystraszonych dziewczynek i skatowanej matki. I tatusia ... To był moj pierwszy raz i gdy po kilku miesiącach rozmow z ta kobieta wreszcie przyszła do mnie i powiedziała - bede zeznawać, poczułam jak cholernie ważna jest to praca. Wiesz, jak trudno jest przełamać w ofiarach przemocy barierę strachu. Tak boja sie oprawcy, ze złożenie przeciwko niemu zeznań wydaje sie byc całkowicie niemozliwe. Ja tych wszystkich ludzi, z którymi przez te lata pracowałam mam w głowie. Pamietam kazdy przypadek. Cieżko mi sobie wyobrazic, ze taka znieczulica o jakiej piszesz jest norma. Mysle, ze to jakies patologiczne przypadki. Kurcze, mam taka nadzieje.
UsuńChociaż z drugiej strony - cholera wie. Ostatnio pod drzewem leżał człowiek. Moj mąż zadzwonił po pogotowie, bo jęczał i nie mogliśmy go namówić do wstania. Usłyszał, ze panie, pewnie pijany...
UsuńE, chyba jestem idealistka:)
To straszne, że ludzie zamiast pomagać to działają na niekorzyść. Podobnie też często jest, że Ci co chcą ją otrzymać też jej nie doceniają... mamy różnych ludzi. :-)
OdpowiedzUsuńhmmmm....
UsuńNiestety, miernoty trafiają się wszędzie, a tu mogą swoją władzę pokazać, więc pełne pole do popisu.
OdpowiedzUsuńno tak eksperyment Pana Zimbardo sie kłania....
UsuńTo straszne, co piszesz. Nie sądziłam, że to tacy ludzie...
OdpowiedzUsuńhehhhh...
Usuńmasz rację karma wraca...
OdpowiedzUsuń:))
UsuńMnie bardzo denerwuje takie podejście do ludzi. Wielmożna Pani/Pan siedząc za biurkiem, pijąc sobie kawki i dostając wypłatę z podatków ludzi, którzy ciężko pracują myślą, że są kimś. A tak naprawdę prawda jest inna i często zajmują się nie tym, co mają.
OdpowiedzUsuńzgadza sie:))
UsuńTakie damy spotkałam w Urzędzie Pracy - popijały kawkę i patrzyły na mnie z góry jakbym była nierobem i chciała od nich ostatnie grosze wyciągnąć (zasiłek dla bezrobotnych mi się należał jak psu buda) Urzędy zwłaszcza Urząd Pracy dają pracę, ale urzędnikom ;)
Usuńoj tak.... są po jednych pieniądzach "kawowe dobrodziejki".... kurwa mać.... życzę by przyszło im z drugiej strony biurka rzeczywistość oglądać!
UsuńMało jest teraz osób które robią coś z powołania...
OdpowiedzUsuńA karma owszem wraca...
jakiego tam powołania.... ciekawa jestem gdyby faktycznie za darmo to robiły to jak wyglądały by te "biura"
UsuńNo właśnie mówię, że mało jest osób co robią coś z powołania, pielegniarki, pomoc społeczna itp.
UsuńTeraz to są takie osoby którym udało się zaczepić, cieszą się że majà prace a drugi człowiek ich nie obchodzi...
Temat rzeka, przykry, ale dobrze,że go poruszyłaś...
OdpowiedzUsuńbardzo przykry.
UsuńPrzykry i ciągle się powtarzający :/
UsuńNie mogę uwierzyć, że tacy ludzie żyją na tym świecie... Straszne..
OdpowiedzUsuńhehhhh
UsuńNiektóre zawody wiążą się z powołaniem - gdy się go nie ma, nie powinno się tak pracować, bo tylko krzywda z tego powstaje. Niestety...
OdpowiedzUsuńno tak...
UsuńO tym właśnie mówiłam :)
UsuńObecnie niestety bardzo mało osób robi cos z powołania :(
Straszne to jest.
OdpowiedzUsuńNo cóż... "zbawienie świata" w wydaniu niektórych pracowników socjalnych jest przykre...
OdpowiedzUsuńWLADZA - to slowo-klucz. Babsko ma wladze nad potrzebujacymi, wiec nie oszczedzi sobie i innym, by ja pokazac. W domu dostanie od slubnego po lbie, dzieci tez powiedza, co z niej za matka, wiec wykazac sie moze dopiero w pracy. I wykazuje sie, ile fabryka daje, bedzie plula zolcia i tryskala frustracja, bo tylko wtedy moze sie poczuc dowartosciowana (w swoim mniemaniu oczywiscie).
OdpowiedzUsuńto prawda mało osób teraz jest co wykonują swoją pracę bo ją lubią lub z powołania - teraz to jest pogoń za pieniądzem i widać to na każdym kroku, np. teraz często lekarze zamiast leczyć to jest to na zasadzie aby jak najkrótszym czasie przyjąć jak najwięcej pacjentek i nie ważne że dana osoba potrzebuje zdiagnozowania problemu jak przepisze ten lek teraz i nie pomoże to wróci po następny.. i tak jest z wieloma innymi zawodami zamiast pomagać to czasem bardziej szkodzą..
OdpowiedzUsuńBrak słów :(
OdpowiedzUsuńNo cóż, zawody pomocowe - w nich najłatwiej się wypalić. Bo po jakimś czasie staje się jasne, że osób, które potrzebują pomocy z przypadku to mniejszość. Większość to zawodowi żebracy, zawodowi nieudacznicy i zawodowi chorzy. Są osoby, które szukają pracy i ją znajdują oraz tacy, którzy są mistrzami w szukaniu pracy całymi latami. Są kobiety, które mają dzieci i z wszystkim sobie dają radę, oraz takie, które twierdzą, że muszą karmić do 5 roku życia dziecka i odprowadzać je do szkoły do końca podstawówki, więc nie mogą pracować zawodowo. Niestety takie osoby zabierają godność osobie ludzkiej. I niestety pracownicy mopsów dość często przenoszą ten brak godności na całą resztę.
OdpowiedzUsuńAch, tak mi się przypomniało jeszcze, jak Polacy narzekają, że w Niemczech lub Skandynawii łatwo stracić dziecko - tam rzeczywiście służby starają się pomóc i kontakt z nimi oznacza z góry, że jesteś nieudacznikiem. A dziecko przed społecznym dziedziczeniem nieudacznictwa rodziców trzeba ratować. Tymczasem u nas funkcja pracownika socjalnego polega na tym, że się z niego śmieją, że jest frajerem, który mało zarabia i nie dość szybko załatwia kasę, bo kasa się biednemu należy. Jak się zgłosił, że biedny to ma dostać. Bo ma dzieci. Więc jak państwo śmie nie pomagać, jutro, za rok i za lat 15. To zasadnicza różnica w patrzeniu na tę służbę. Tam logika jest inna - jeśli ktoś przez 10 lat ciągle wymaga pomocy, to jedyną osobą, której można jeszcze pomóc jest dziecko, które nie powinno patrzeć na ten niemotyzm, bo się napatrzy i będzie robić to samo.
OdpowiedzUsuń