Powinno być denko, ale niczego nie zdenkowałam. Jak minął mi styczeń? 29 grudnia miałam mrowienie w ręce problem z nią, też z nogą ...przewracałam się. Myślałam że przejdzie. Włączyłam filmik dr Bartka Kulczyńskiego. W materiale sporo ważnych informacji zabrakło. Z ręką i noga się pogarszało. Mama zadzwoniła na pogotowie. Zabrali mnie karetką. Dla mamy najważniejsze było bym klucze oddała. Nie pakowałam się do szpitala bo nie zdawałam sobie sprawy że mam tak poważny problem. Przez myśl mi nie przeszło że będę tu tygodnie... Dość szybko zostałam przyjęta, lekarz pytał czy wiem czym to pachnie. A skąd ja miałam wiedzieć. Siedziałam na wózku inwalidzkim,tak przeraźliwie bałam się czy będę chodzić... Pierwszy raz usłyszałam o trabolizie, o czasie by szybko zgłosić się po pomoc. W przypadku niedokrwiennego udaru skrzep który zatkał naczynia można rozpuścić lekami i uratować niedokrwienie komórki. Pamiętam pytanie czy będę chodzić. Medyk powiedział że nie wiadomo. Pamiętam że siedząc na wózku inwalidzkim złożyłam dłonie (lewą rękę przytrzymując prawą by nie opadała) z mokrymi oczami błagałam: pomóżcie. Nigdy tego nie zapomnę: lekarz za biurkiem, ja na wózku inwalidzkim z tymi złożonymi rekami...
Pojawił się neurolog miałam się położyć na kozetce... Ta ręka, noga... Odmawiają posłuszeństwa...to było przerażające.
Lekarz wspomniał o TK pilnie jako ratującym życie. Miałam dwa razy robione. Była kroplówka... Ja przerażona. Zdezorientowana - co się dzieje! Co dalej.
Pierwsza noc na SORze była upiorna: pełna lęku, irytujących starszych osób hałasujących, także wojujących z personelem. Był pan co chałasował, drapał i bił ale tylko kobiety. Żona koło niego stała ale tak durna... Babcia wojująca co jej że stopy krew pobierali... Poprosiłam by iść do WC. Pan mi pomógł ale się przewracałam...ubieranie pampersa... powrót....
Znalazło się dla mnie miejsce na.... neurologii, na korytarzu ale już na oddziale. Kroplówki, mierzenie cukru, pobierania krwi....leżałam przerażona...
Sylwester, leżałam przerażona, często płakałam zdezorientowana, zupełnie nie odnajdywałem się w sytuacji. Ani ręką, ani nogą z pampersem....
Pamiętam pielęgniarki miały mała imprezkę, słyszałam fajerwerki....jako że wytrzymywałam potrzeby często doświadczałam bólu...
Wizyty mamy nie były szczególnie miłe.
Szpital to żadna przyjemność. Jednak wiele wsparcia dostałam, moja lekarka prowadząca przemiła osoba, otwarta, życzliwa zawsze chętnie wytłumaczy, porozmawia... Pielęgniarki różnie ale sporo miło wspominam. Jedna siostra pomogła mi przy posiłku że głupio było mi nie jeść.
Była jedna chamska opiekunka, tekst: "jak jest pani w domu to też się pani nie myje?".... No jedna salowa bezczelna....
Co tu wiele rozważać: wiele szczęścia miałam. 14 stycznia przeniesiono mnie na rehabilitację. Lekko nie jest. Pięcioosobowa sala z jedna baba nie gadam, dwie neutralne jedna lubię i ona mnie. Jedzenie szału nie ma.
Fizjoterapeuta... Młody przystojny facet, rumiany, w okularach i czymś do odkrycia w tych niesamowitych oczach. No lubię go! Może za bardzo! Przypadł mi na okoliczność urlopu kogoś do kogo mnie przypisano.
Rehabilitacja to ćwiczenia. Łatwo nie jest, mówię na te zajęcia "męki". Miałam problem by przesiąść się z łóżka na wózek. Moj fizjoterapeuta zawiązywał mi sznurówki butów. Było to bardzo przyjemne....ale też niezręczne co motywowało mnie do tego by samej sznurować. Tak, lewa ręka była nie władna jak przyszłam do szpitala. Słyszałam że najpierw noga potem ręka dochodzi do sprawności. U mnie jest odwrotnie lewą ręką już się posługuję, mam ograniczone zaufanie bo potrafi mi coś wypaść z niej. Jest mrowienie, powinno przejść, wierzę że tak będzie. Problem jest noga która jest przedmiotem "mąk" a moje obiekcje dysput z jakże przystojnym, młodym fizjoterapeutą. Dostałam pozwolenie na chodzenie z chodzikiem. Chodziłam, gdy dowiedziałam się że na mocy wyrażonej zgody mogę sama się umyć od razu z tego skorzystałam. Jak chodziłam z opiekunka to starałam się wszystko na ile to możliwe sama. Ale ten pierwszy prysznic,bez nikogo na stojąco... Nogi mi się trzęsły, ale się umyłam, czyste włosy... Wiem że to co tu opisuję może być nie zrozumiałe. Co to za powód do radości ruszyć palcem od stopy, prostować palce dłoni...
W czwartek 30 stycznia w towarzystwie mojego fizjoterapeuty po raz pierwszy przeszłam się korytarzem bez chodzika. Kuli nie chciałam bo stwierdziłam że obciachowa - zupełnie jakby balkonik nie był 🧐. Nie był to chód idealny, nie był to ruch bez zawirowań ale od tego są barierki i fizjoterapeuta. Dotyk ma przyjemny,ale wolałam go unikać bo to takie niezręczne.... co mnie motywowało.
Moja niezgoda na brak sprawności, masowanie dłoni, nogi. Szczęście że z neurologii znalazło się dla mnie miejsce na rehabilitacji. Osoba fizjoterapeuty jest ważna. Cieszę się że dostałam zgodę na kontynuowanie ćwiczeń, bo z panią która wróciła z urlopu wiem że bym się nie dogadała. Fajnie że akurat była na urlopie. Co tu ukrywać, miałam sporo szczęścia w nieszczęściu moim.
Odwiedzała mnie mama, jej wizyty nie należą do przyjemności. Prosiłam by nikomu nie mówiła o moim stanie zdrowia. Jeśli ktoś jest zainteresowany sam może napisać, zadzwonić. Mama nie uszanowała prośby powiedziała rodzinie, sasiadom. Zdaniem rodzicielki była to drobna nie warta uwagi prośba. Za to rodzeństwo jak prosiło by mi nie przekazywała że zmieniają stan cywilny to była bardzo dyskretna. Moje rodzone siostry wiedza gdzie i dlaczego jestem, a nie odwiedziły, nie zadzwoniły, nie napisały nawet smsa. Jak to było: głodnych nakarmić, chorych odwiedzić? Mama odwiedzała, rzeczy do przebrania przynosiła... Sprawa stanika, przynoszenie obcisłych rzeczy, ubrań wyjściowych... Tak ona zawsze była złośliwa. W czwartek przyniosła mi białą bluzkę i obcisłe getry. Powiedziałam by zabrała bo to obcisłe a bluzka biała i nie nadają się do szpitala. Ona że dlatego? Mówiła że chciała bym ładnie wyglądała. Nawet jedna pani z pokoju powiedziała by to zabrala. Zapytałam co mama chce udowodnić a ona że ja obrażam i że ona wychodzi.
Zbliża się dzień mojego wyjścia ze szpitala. W domu nie będzie pielęgniarki która o lekach przypomni. Zamówiłam sobie takie oto pudełko. Mama odradza bo: "co to będzie jak to mi spadnie". A ja myślę że lepiej jak spadnie kilka razy niż miałabym za dużo leków zarzyc. Dzięki temu pudełku widać czy darzyłam czy są do zarzycia tabletki.
Ciężki czas kochana za tobą, ale mam nadzieję i mocno w to wierzę, że teraz będzie tylko lepiej. Tego bardzo Ći życzę.
OdpowiedzUsuńNie jest łatwo,ale mam za co być wdzięczna. Sporo szczęścia w moim nieszczęściu
UsuńStyczeń nie był dla ciebie zbyt łaskawy, ale mam nadzieję, że w domu będzie już lepiej.
OdpowiedzUsuń❤️
Usuń