Koleżanki? Owszem są, ale jak
czegoś potrzebują albo jak mają ochotę.
Wydawało mi się, że
zaprzyjaźniłam się z panią prowadzącą sklep. Może nie była to super wspaniała
przyjaźń bratnich dusz, ale ktoś do kogo można się było odezwać. Trwało to
kilka lat czasem ona coś dla mnie na co ja potrafiłam się odwdzięczyć. Zakończyło
się ni z tego ni z owego… podejrzeniami, że ja ją podglądam, że ona jest do
tyłu… nie wiem co jak dlaczego… po prostu nie rozumiem. Można powiedzieć
delikatnie zamiast napadać z podniesionym tonem. Zwyczajnie mi przykro.
Sysia dobra koleżanka…? Jak miała
chłopaka obcokrajowca to prawie mnie nie znała. Nie tylko jak mieszkała w UK
czy Italii. Ale nawet tutaj on był jej całym światem. Pamiętam jak spotkałyśmy
się na mieście on tylko się pojawił lepiła się do niego i dosłownie uciekając
meldowała, że do restauracji idą na obiad. Zachowanie dziwne.
Gdy sytuacja się odwróciła po
latach potrafiłam ugościć obiadem „czym chata bogata”, to zjadła jeszcze ciastko
a i na kolacje się została. Przychodziła z pustą ręką ewentualnie ogóry, albo
dwa pączki. A jak była prośba by się dołożyła (impreza składkowa) to była
oburzona. Nie pamiętała obiadów, ciasta? Widziałą tylko alkohol. Dlaczego przyjaźń
i koleżeństwo mają się opierać jedynie na tym, że ja goszczę. A dlaczego nie
mogę być goszczona?! Jeśli nie ma warunków w domu dlaczego nie zaprosi w inne
miejsce? Jak miała tego włocha przyjeżdżali koledzy… mnie nie było, nie znała
mnie.
Włoch pamiętam kulturalny
potrafił porozmawiać, ale Sysia wolała z nim sam na sam.
Klaudyna… jej chłopaka poznałam
jak im załatwiłam zlecenie. Jestem taka, że jak mogę to pomogę, załatwię i już.
Ostatnio do mnie napisał, że fajnie miło by było się spotkać jak będą w Polsce.
Tylko dlaczego on pisał a nie Klaudia? W końcu to moja koleżanka, a on jest jej
chłopakiem…
Może wyjątkiem jest Eliza, z
którą mam częsty kontakt wirtualnie. Rzadziej się spotykamy.
Męczą mnie sąsiedzi: dlaczego nie
potrafią zwrócić uwagi Robercikowi?! Jeśli mają coś do niego dlaczego z uporem
maniaka mi zwracają uwagę. A i nawet potrafią awanturę zrobić. No tak moherowe
małżeństwo czuje się silne, odważne to zwalnia ich z jakiejkolwiek kultury gdy spotkają
kobietę. Nie mają dowodów, podstaw ale i tak się plują! Bo nie mają odwagi
zwrócić uwagi osobie do której coś mają. Mówię, tłumaczę ale i tak jak krew w
piach!
Kolejna sąsiadka często ma jakieś
uwagi nie do mnie… zawsze proszę by je osobiście skierowała do właściwego
adresata. Odpowiada, że niby nie może nigdy trafić…
za mało wiem czym ten robercik podpada i niewiele z tego rozumiem. a przyjaźnie, koleżnaki. to były tylko luźne znajomości jak widac po skutkach.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
smutne...
UsuńLudzi nie poznaje sie, kiedy trwa sielanka. Dopiero, gdy jest zle, mozna sie przekonac, kto jest Ci rzeczywiscie przyjacielem. Tyle tylko, ze trzeba samemu dawac, nie oczekujac nic wzamian, wtedy to procentuje.
OdpowiedzUsuńczym innym jest oczekiwanie coś za coś a czym innym poczucie jakiegoś wykorzystywania gdy się daje a druga strona jedynie korzysta...
Usuńjak dobrze jest mieszkać na wsi, w domku jednorodzinnym, na dużej działce z dala od sąsiadów :)
OdpowiedzUsuńFakt :-)))
UsuńAle chyba nie da rady tak całe życie...
:) to na pewno, choć zdarzają się fajni sąsiedzi...
Usuń...też tak chcę...
Usuńsasiadow trzeba sobie wychowac:)
OdpowiedzUsuńjak? Przed chwilą wysiadamy z windy a tego starego pierdziela (od tych drzwi) aż zatkało i nam siatki bezczelnie skanuje wzrokiem... zdumiewa mnie "ich kultura"... może... już sama nie wiem...
Usuńprzyjaciółki to mam dobre dwie ale naprawdę mogę na nie liczyć w biedzie;) ale sąsiadów to mam chyba gorszych niż Ty no ale cóż takie życie.. wszystkiego mieć nie można
OdpowiedzUsuńdziś jak jechałam do pracy zapętliłam sobie tą piosenkę i tak mi się jakoś skojarzyła z tym wpisem, a przynajmniej jeden wers z bodajże drugiej zwrotki, właśnie o przyjaciołach:
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=0SEg695ce3k