Byłam wczoraj z Rodziakiem na ryneczku, gdzie kupiłam przepiękne gruszki. Kocham gruszki, ich zapach… najbardziej. Żółte, aromatyczne, mmmm… Z ryneczku spacerek do sąsiedniej dzielnicy, w celu odwiedzenia lumpexu, gdzie nabyłam dwie pary spodni, i torebkę, wszystko za 8pln. Rozmawiałam przez telefon z Tomkiem, a tu telefon się dobija, musiałam przerwać by oddzwonić:
- tak proszę? – zapytałam
- kojarzysz mnie – zapytał męski głos
- nieee – odpowiedziałam zgodnie z prawdą…
Powiedział, że jest z biura matrymonialnego, i że dostał mój numer. Po pierwsze zdenerwowałam się bo jednak wypadało by żeby pani z biura zapytała mnie o zgodę, przedstawiła człowieka, pokazała zdjęcia…
Kolo ubolewał nad tym, że nie mam numeru w jego sieci i że on za tę rozmowę zapłaci dużo… (a to ja do niego dzwoniłam) – jak dla mnie żeniła! Piętnaście lat straszy ode mnie… umówiłam się z nim. Prosił bym się elegancko ubrała bo on lubi elegancje, będzie w garniturze i żeby ludzie w restauracji na ans się dziwnie nie patrzyli.
Chciał bym przyjechała do jego miasta, ale ja uparłam się na moje. Umówiliśmy się na 15.
Po 13 wpadła w odwiedziny Alicja. Około 14 dzwoni kolo, że już jest… hmmm niezręczna sytuacja, że przyjechał godzinę wcześniej.
Uszykowałam się, dzwonie do gościa powiedział, że jest w markecie budowlanym ogląda stroiki… chciał żebym do niego dołączyła. Ala doradziła mi bym nie zgadzała się na łażenie po markecie budowlanym, tym bardziej, że byłam ubrana w najlepsze ciuchy…
Istotnie dzwonię i proponuje byśmy spotkali się na dworcu (miejsce które on zna)
- ale dworzec jest ohydny!
- ale z dworca można gdzieś iść.
Ok. idziemy z Alicją, i wyszło tak, że on zaprosił nas obie:
- dziewczyny prowadźcie tam gdzie jest fajnie, zachęcał. Idziemy a on mnie wychwalał, że z tym listem świętego Pawła mu zaimponowałam o dzwonie brzęczącym.
- chyba mu się coś pomyliło bo w hymnie do miłości nic nie było o dzwonie! Owszem miedź brzęcząca, albo cymbał brzmiący. – pomyślałam. Ale nie miałam szansy Alicji przerwać monologu… oboje przeklinali, słownictwo pozostawiało wiele do życzenia…
Żenująca była anegdota o kuzynie milionerze, który ukradł mu okulary, za osiem złotych… ale on jest chory psychicznie (ten kuzyn). Zdziwiła mnie do prawdy ta anegdota…
Ciągnął dalej o okularach, że tu jak facet jest elegancki to dostaje za to „po ryju”…opowiadał, ze urodził się w Skierniewicach, ale odcina się od tamtych ludzi, bo tu są fajni otwarci ludzie (nikogo nie zna podobno)
Tak więc powędrowaliśmy do mojej ulubionej knajpki, nastrojowa przytulna, robi na każdym dobre wrażenie… po za nim…
Mówię, że to bardzo fajne miejsce zwłaszcza na pierwsze spotkanie, a on:
- a na drugie?
- no nie wiadomo czy do niego dojdzie – rzuciłam przekornie
- no to ja was dwie zapraszam do mojego pokoju, na drugie spotkanie…
Przemilczałam….nie chciałam być nie uprzejma skoro gościa nie znam…
Alicja sobie elegancko powędrowała do środka, a ja chciałam się upewnić:
- rozumiem, że zapraszasz? – zapytałam
Kolo zrobił oczy jak pięć złotych i wydusił, że zaprasza…
Wchodzimy, a on:
Początkowo pochwalił, że kameralnie, ale potem: no myślałem że wybierzesz coś skromniejszego. – co on chciał bar piwny?! Prosił bym się elegancko ubrała, mówił nawet kobiecie z biura że do restauracji zaprosi, a tu taki tekst. Później:
- no dań nie będę serwował – podniesionym tonem
Zrobiło mi się przykro, bo nie powinien podnosić tonu, lecz zasugerować... dać do zrozumienia.
- widzę, że jesteś taki trochę dusigrosz – powiedziałam
- nie lubię być wykorzystywany przez kobiety, na pierwszym spotkaniu – odpowiedział.
Wcale nie był ubrany w żaden garnitur, tylko sweter.
Siadamy, przeglądam menu, a on, do mnie podniesionym tonem jakby wyrywał nieuważną uczennicę do odpowiedzi:
- to jak będzie! Kawa, herbata piwo
Ja byłam w szoku! Zwątpiłam… nigdy mnie nikt tak nie potraktował, nikt nie podnosił tonu, w takiej chwili.
- kawa, herbata piwo – jeszcze głośniej.
- wiesz co zgłodniałam, idę do domu coś przekąsić – taka wymówka mi jedynie przyszła do głowy… z chamem siedziała nie będę… ja błysnęłam ładnym wyglądem, gdyby dopuszczono mnie do głosu spróbowałabym coś ciekawego powiedzieć… ale w tym towarzystwie nie czułam się zbyt dobrze, wiec po co miałam siedzieć. Bez kitu, co za cham… prosił bym się elegancko ubrała i ciągnie mnie do marketu, może w najlepszych ciuchach będę z nim po markecie budowlanym chodziła?!
Ala zdziwiona, bo nie znała mnie z tej strony została z nim…
Była zadowolona, bo postawił jej piwo, pizze na pół określił, że jestem materialistką i w ogóle był oburzony, ze ja chciałam obiad.
Nie mam pojęcia co on się na ten obiad uparł… przecież nawet mi nie dał przejrzeć menu…sam nie zajrzał
Kawa, herbata, piwo. Kawy nie piję, piwa też, a na herbatę nie miałam ochoty tym bardziej że propozycja padła podniesionym tonem…
To facet powinien ładnie się zapytać, zasugerować, zagaić, pokierować rozmową… no… a nie rynsztokiem, udawać znawcę Biblii (tak tak, chwalił się że studiował Pismo Święte).
Ala też byłą oburzona, że chciałam obiad, bo on nie stawia od razu na pierwszym spotkaniu obiadu… powiedziała, że trzeba go było zagadać, za godzinę może by postawił, że trzeba było siedzieć wdzięczyć się, podrywać go.
Aha! Najlepsze było jak Ala powiedziała, że on chciał mnie zaprosić na wycieczkę zagraniczną. Na Teneryfę…
- a kiedy? – zapytałam lekko drwiącym głosem
- jakbyście się zgadali.
Jasne, koleś co go na telefon nie stać bo płacze ile on za rozmowę dziesięciominutową zapłaci (a to ja do niego dzwoniłam, pewnie mi około złotówki ściągnie za to), drze się w restauracji, że obiadów serwować nie będzie, oczekuje, Bóg wie czego…
Moim zdaniem „gołodupiec”, kretyn, cham i prostak… po co kazał mi się elegancko ubierać, skoro początkowo chciał ze mną po markecie budowlanym łazić? Ja w szpilkach…a wiadomo, że nie są to buty na spacery. Alicja zaprzeczała, chwaliła go, że miał banknot stu zlotowy… Boże! Ja pamiętam jak Sylwia lata temu zaprosiła mnie na imprezę, bo poznała wojskowych… oni stawiali, wszystko pełna kultura, wszystko taktownie, elegancko…albo z Finami… tu nie chodzi o nie wiadomo co, ale o kulturę, nikt nie zaznaczał by się elegancko ubrać…
A ten co martwi się ile za rozmowę ze mną zapłaci, tak sobie teraz pomyślałam że wyraził ile dla niego ten kontakt znaczy… boi się wydać na rozmowę kilka złotych, a na wycieczkę na Teneryfę będzie miał…
Kawa, herbata, piwo…a jak ja chciałam sok, albo wodę mineralną….
Ciekawe co on o mnie tej pani z biura naopowiadał…
Aha… jak gadałam dziś z tą babką z biura matrymonialnego to mówiła, że ten ten „Leon zawodowiec(” wieśniak, nie doszły sponsor, co mu dziadek zmarł, wcześniej telefon zgubił) podobno dzwonił do tej babki z biura i strasznie dziękował jej, ze mnie poznał, taki zadowolony….
No fakt dzwoni do mnie i gada o pierdołach, jakieś filmy porno, opowiada mi o jakiś masażach erotycznych, o odchudzaniu… Heh może on zadowolony z tej znajomości, ale ja nie do końca. Wiem, ze powinnam zawyżyć wymagania odnośnie facetów i naprawdę mnie j się z nimi „certolić”! nie odpowiada? Do widzenia, szkoda mojego czasu i nerwów.
Nie wiem co Ci powiedzieć,
OdpowiedzUsuńale poprzez biuro matrymonialne,
to chłopka nie znajdziesz.
Musisz wejść w jakieś środowiska poza domem.
W domu to ludzie umierają...
Jestem podobnego zdania, co Jasna. W tych biurach to sami jacys tacy nieudacznicy i biuro jest dla nich ostatnia deska ratunku, brzytwa, ktorej sie uchwycili.
OdpowiedzUsuńSkresl go z listy. A w ogole kup sobie karte na doladowanie i tylko ten numer podawaj obcym, a adresu nikomu.
Nie rezygnuj , tylko bądź tak długo jak zapłaciłaś aż do końca.
OdpowiedzUsuńWykorzystaj to na uczenie się czegoś, a czego to sama najlepiej wiesz.
Czego nie umiesz a chciałabyś się nauczyć...
Znajdź jakieś środowisko chociażby hodowców kanarków
i tam chodź na spotkania.
Im więcej takich niezobowiązujących spotkań tym lepiej dla Ciebie.
Jakieś Stowarzyszenie, szukaj ludzi w kontaktach towarzyskich,
a nie w Biurze...
Zmień na blogu zdjęcia na te z dymkiem.
OdpowiedzUsuńMasz u siebie w mailu albo weź z mojego bloga.
Konkursowe :-)))
OdpowiedzUsuń