Ahhh to były czasy gdy dysponowałam piekarnikiem... to sie piekło ahh... i słodkie i wytrawne smakołyki...był to okres gdy w moim - na tamten czas mieście były... stawy rybne... co prawda nie było to tak blisko ale na spacerek z pieskiem w sam raz. Emerytowany Rodo (ktoś pamięta go?) bardzo lubił wyprawy zwłaszcza gdy uczestniczył cały komplet a jak do tego i znajomy był to już pełnia szczęścia. "Na stawy" idziemy dzielnie, na miejscu drzewa, woda, dużo wody... mówimy co i ile chcemy Pan pyta o wagę następnie łowi rybkę a my możemy sobie wybrać którą.
Mniam! No a Ty lubisz rybki?
Uwielbiam rybki! Ostatnio upiekłam łososia pod pierzynką z mascarpone i pora. Pyszne to było!
OdpowiedzUsuńZawsze wspominamy pstrąga zawojskiego pieczonego w jedynym miejscu pod Babia Górą!
OdpowiedzUsuńJa nie jadłam ryb.
OdpowiedzUsuńA ja wspominam dorodne dorsze, które rodzice przywozili w wanience. Dużo bo były tanie:) Mama robiła z nich konserwę do słoików. Pyszota!
OdpowiedzUsuńNa Mazurach w rybach można było wybierać i przebierać: liny, karasie, sieja, sielawa, sandacz. A wszystkie świeże, prosto z jeziora.Uwielbiałam sielawę. Teraz nawet jej nie widziałam w sklepach a cena sandacza odbiera ochotę na rybę.
Ale wspomnienia są bezcenne:)
Pozdrawiam:)
Świetny przepis napewno skorzystam
OdpowiedzUsuńJa też lubię rybkę. Pyszna.
OdpowiedzUsuńCoraz rzadziej jem rybkę, ale jutro będę miała na obiad :)
OdpowiedzUsuńNie ma to jak dawne czasy!
OdpowiedzUsuń