W niedziele, tak w niedziele z polecenia Pani dyrektor byłam "na próbie". Propozycja wywiązała się jako owoc rozmowy kwalifikacyjnej... Owa "próba" miała na celu ocenę: "żeby Pani przyszła zobaczyła jak to jest" "przyszła tylko tak"; "żeby Pani oceniła czy Pani sie tu czuje...."....
Co by nie zdradzać zbyt wiele szczegółów owy pracodawca to żaden tam jednoosobowy mały "podmiocik gospodarczy", co to to nie! Pracodawca to instytucja podlegająca jurysdykcji Szkoły Wyższej, szacownej instytucji Państwowej. Zdawać by sie mogło że Państwowa instytucja niosąca kaganek oświaty, na której ciąży także odpowiedzialność za kształtowanie inteligencji tegoż kraju sprawy załatwiać będzie w zgodzie z prawem. Misja i cel wpisane w działalność instytucji nakazują przykładnie wzorowo sie zachowywać, świecić przykładem. Zdawać by się mogło że sprawy wewnętrzne instytucja rozwiązuje w szeroko pojętym majestacie prawa... a jednak... bez umowy, bez ubezpieczenia, bez odpowiedzialności żadnej działa podlegający szkole wyższej podmiot.... Zapraszając ludzi na próbę bez opłacenia składek, zapłat za czas okrada owa instytucja skarb państwa, ZUS no i człowieka którego naciąga na czas który osoba mogłaby inaczej spożytkować, na bilety... Owa instytucja łamie także prawo no i taki to "mają klimat".
Nie mam pojęcia po co mnie zaproszono, ale od początku:
Byłam na rozmowie kwalifikacyjnej.... Pani dyrektor, elegancka kobieta opowiedziała mi nieco o instytucji, pracy, wypytała szczegółowo o doświadczenie, kompetencje... opowiedziała o warunkach: umowa o pracę, mundórówka, trzynastka, wczasy pod gruszą... - no miło, przyjemnie.... było miejsce na pytania... na koniec Pani umówiła mnie na dwie godziny: "żebym przyszła zobaczyć".
Mimo że jestem przeciwniczką praktyk postanowiłam sie zgodzić... zamierzam owy temat jeszcze kiedyś poruszyć, ale innym razem.
Przyszłam na miejsce nieco wcześniej, przywitałam się. Pan który był na miejscu mocno emocjonalny, no takiej mocno słusznej postury człowiek. Dość nie wybredny w słownictwie mężczyzna, emocjonalny co już na dzień dobry dało sie wyczuć. No nie ukrywam że w miejscach gdzie dotąd pracowałam ważna była kultura słowa, właściwe było ważenie każdego wyrazu, zwrotu.... precyzowanie myśli miało być dyplomatyczne, więc to co towarzysz zaprezentował zaskoczyło mnie. Wypowiadał się z niechęcią o wykonywanych czynnościach... nie ukrywam że nie do końca rozumiałam owo przedstawienie oraz dlaczego właśnie mnie ono przypadło w udziale jako widzowi.
Nie specjalnie mogłam pytania zadawać bo dość szybko sie dowiedziałam: "ty tu nie jesteś pracownikiem!"
Translokutor często podkreślał swoją pozycje jako pupilka Pani dyrektor, w pewnym momencie nieco sie zagalopował w moim mniemaniu. Otóż zaczął zadawać mi pytania właściwe dla rekrutera... no zaskoczył mnie ten człowiek, ale to jeszcze nie wszystko....
Prawdziwa bomba to.... "jeśli zostaniesz zatrudniona" "żeby pokazać sie z dobrej strony" w końcu pierwsze wrażenie robi sie tylko raz, prawda:) no i została mi podyktowana lista zakupowa opiewająca na jakieś powiedzmy 60 złotych!
Jak sie przychodzi do pracy to trzeba sie pokazać z dobrej strony więc trzeba przynieść: kawę (padła nazwa marki, no bo przecież oni dobrą kawę piją! A że Brend mi nie płaci to reklamy nie będzie hehehehe), herbata (padła nazwa, ale też nie dostanę za to pieniędzy więc nie podam z powyższych względów). Pewna dowolność ale też bez przesady tyczy sie punktu trzeciego który brzmi: "ciasto" ciasto czyli nie byle jakie herbatniki, no nawet takie lepszej jakości w grę nie wchodzą! A z drugiej strony ciasto to jednak termin jest dość pojemny i tu nie wiadomo czy starczy pospolite ciasto drożdżowe czy jogurtowe nawet z owocami... czy może to już takie tortowe być musi... oh ja nieuważna zapomniałam o ilość zapytać bo to dopiero byłby ambaras jakby ciasto zasmakowało ale ilość demaskowała skąpstwo...
Zostaje pytanie skąd zdobyć pieniądze.... jak wiadomo osoba która idzie do pracy no raczej zarobku poszukuje....Rozumiem małe co nieco z okazji urodzin, imienin jeśli jest w zakładzie, dziale taki zwyczaj. Spotkałam się z tym że osoba która dostała awans przynosiła łakocie, ktoś z okazji urodzin raczył łakociami. Oczywiście osoba żegnająca sie z pracą fundowała mały bankiecik z okazji przejścia na emeryturę... pamiętam składki na wspólny prezent, który to podarek właśnie podczas owej małej imprezki był odchodzącemu pracownikowi wręczany. Czasem ktoś sie chciał podzielić, pochwalić umiejętnościami kulinarnymi to obdzielał współpracowników, przełożonych...
No ale tak na początek.....
A z drugiej strony może i dobrze że oczekiwania zostały w prost sformułowane, aniżeli pierwszego dnia zawiedzione oczekiwania miałyby manifestować sie w zachowaniu niepocieszonych osób.... lub co jeszcze gorsza brak należytego wkupnego miałby motywować do działania zmierzającego ku wymianie nowo przybyłej osoby na taką co zachowa sie jak należy!
A co Ty sądzisz o tym? Praktykujesz fundowanie poczęstunku przy zapoznaniu sie z nowymi pracownikami? A może dla Ciebie wkupne to: relikt z komuny?
Daj koniecznie proszę znać co o tym sądzisz:)
czwartek, 5 września 2019
31 komentarzy:
Cieszy mnie że tu jesteś, proszę zostaw ślad po sobie. Wspólnie dbamy o miłą atmosferę tutaj i szanujemy sie wzajemnie, dla tego nie pisz wielkimi literami, nie SPAMuj, nie zostawiaj linków do siebie. Nasze zdania mogą się różnić, ale zachowujemy kulturę i dobry smak.
Komentarze: propozycje wspólnej obserwacji, łańcuszki, autoreklamę (z linkami) i teksty nie na temat usuwam. Ja szanuję Ciebie, więc proszę szanuj mnie, a odwiedzę Cię gdy tylko będę mogła.
Bardzo mnie ucieszy gdy dołączysz do zacnego grona moich obserwatorów.
Życzę przyjemności!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Pierwszy raz słyszę o takich praktykach. Imieniny czy jakaś okazja to co innego....
OdpowiedzUsuńDziwne to wszystko, takie zmuszanie do kupowania różnych rzeczy...
OdpowiedzUsuńCo innego gdybyś miałam sama ochotę tak na "Dzień dobry" żeby zrobić dobre wrażenia, ale z góry nakładać taki przymus? No i właśnie te pieniądze, jakby człowiek je miał to by pracy nie szukał ;)
Jestem ciekawa co będzie dalej ;)
Budżetówka rządzi sie swoimi prawami. Tam komuna była, jest i będzie.. więc wkupne w sumie mnie to nie dziwi.
OdpowiedzUsuńSzczerze jestem w ciężkim szoku.
OdpowiedzUsuńZ czymś takim na szczęście się nie spotkałam. Pracowałam w urzędzie miasta i faktycznie w naszej części działu przynosiliśmy coś na urodziny, ale to z czystej sympatii a nie przymusu.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz o czymś takim słyszę. U nas wygląda to zupełnie inaczej. Sama nie chciałabym dostać takiego "wymuszonego" prezentu.
OdpowiedzUsuńalbo źle to odbierasz albo pechowo trafiasz z tymi pracami.
OdpowiedzUsuńWow, pomyślałam w pierwszej chwili, że musisz określone ubranie sobie kupić, a tu takie coś. Masakra, mało to etyczne.
OdpowiedzUsuńKojarzy mi się to z filmem MIŚ - i czasami kiedy komuna rządziła się swoimi prawami.
OdpowiedzUsuńCzizas, tak w sumie to brak mi słów i komentarza na taką akcję...
OdpowiedzUsuńwhat? serio ? u mnie w pracy też są dziwne akcje ale ja się nie daję :D
OdpowiedzUsuńA cóż to za firma? pierwszy raz słysze o takim sposobie zatrudniania... ?
OdpowiedzUsuńkrystynbozenna
Dla mnie jest to trochę dziwne, nie raczej bardzo dziwne. Też pierwszy raz o czymś takim słyszę.
OdpowiedzUsuńU mojego męża w pracy starzy wyjadacze często wołają wprost co młodzi mają przynieść. Jak ktoś nowy przychodzi robią wywiad kiedy urodziny/ imieniny i potem wołają placki i alkohol. Niestety musiałam nie raz przygotowywać coś mężowi aby dali mu spokój
OdpowiedzUsuńU mnie takiego czegoś nie ma ;) ciasto jest chyba jedynie jak ktoś ślub brał i tyle
OdpowiedzUsuńPierwszy raz o takim czymś słyszę, naprawdę jest jeszcze coś takiego praktykowane?
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe praktyki.... raczej z takimi się nie spotkałam, aż jestem ciekawa co dalej z tego będzie ;)
OdpowiedzUsuńDziwne zwyczaje, nie wiedziałam, że coś takiego może się zdarzyć :(
OdpowiedzUsuńBrakuje mi słow w takich chwilach
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że nie mam zielonego pojęcia jak to funkcjonuje w państwowych firmach. W prywatnych bywa różnie..
OdpowiedzUsuńAle przyznam, że robienie poczęstunku na wejście w firmę - istny absurd. Ale może dlatego, że ja uważam, że w pracy się pracuje a nie robi spotkanka towarzyskie.
wtf... jeszcze tylko na wkupne alkohol kupować hahaha
OdpowiedzUsuńDziwna praktyka. W żadnej mojej pracy ani moich przyjaciół czegoś takiego nie widziałam
OdpowiedzUsuńJakieś totalne chamstwo i bezprawie tu opisujesz. Uciekaj stamtąd, bo potem może sie okazać, że takie wykupne musisz płacić, dopóki nie przyjdzie nastepny jeleń.
OdpowiedzUsuńRaczej u nas każdy sobie przynosił dla siebie kawę jak miał pracować, a zamiast wkupnego było pożegnalne ciacho jak ktoś kończył współpracę. I to wydaje mi się normalne.
OdpowiedzUsuńSama zajmuję się rekrutacją i nigdy nie spotkałam się z podobnymi praktykami. Współczuję, że tak trafiłaś - oby kolejne rozmowy przebiegały w lepszej atmosferze. :)
OdpowiedzUsuńW tym kraju już nic mnie nie zdziwi...
OdpowiedzUsuńJak dla mnie to totalny absurd, organizowanie takiego poczęstunku na wejście potraktowałabym jako podlizywanie się innym. Co innego po zakończonej, wieloletniej współpracy, z podkreśleniem na słowo "wieloletniej"
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie! :)
To skupem to wszędzie żeby tylko w dupe wejść haha
OdpowiedzUsuńPierwszy raz się z czymś takim spotykam :(
OdpowiedzUsuńPierwszy raz spotykam się z czymś takim.
OdpowiedzUsuńNigdy w życiu bym się na coś takiego nie zgodziła. Tak jak piszesz, jeżeli ktoś podejmuje pracę, to raczej dopiero chce poznać środowisko i...nie ma za bardzo kasy na coś takiego jak wkupne. Co innego imieniny czy nie wiem...podwyżka? Ale wkupne? To jakaś masakra!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)