Przyszłam do kierowniczki po obiegówkę, tak jak sie umawiałam, kurtuazyjne zapytano co u mnie słychać i takie tam. Co u mnie słychać, no zachwycona jestem... Odpowiedziałam że przyszłam po obiegówkę. Zaczęło się pieprzenie o szukanie pacy dla mnie. Skoczyło mi ciśnienie... poprzedni namiar okazał się błędny, były telefony czy skorzystałam z kontaktu, jak powiedziałam że korzystałam i efekt był taki że przyszły zwrotki to kontakty ucichły. No i zaczęło się wielkie szukanie namiarów, były jakies telefony... zaproponowałam że może pójdę po tą obiegówkę to kazano mi siedzieć i czekać. Czekałam. Po kilku nieskutecznych próbach w końcu poszłam po dokument.
Na karcie były dwa miejsca do zebrania podpisów, jeden załatwiłam szybko i sprawnie. Drugi okazał się trudniejszy... no i trafiłam do kierowniczki powiedziała że podpisze ale mam załatwić coś u opiekunki stażu. Akurat rozmawiała przez telefon, r@ poszła an chorobowe... a@ sama na włościach widać jeszcze darmowa pomoc jeszcze nie nadeszła. Zostawiłam cukierki, oddałam kluczyk do opróżnionej szafki i sie pożegnałam. Wróciłam do kierowniczki ale było zamknięte. Było mi mega gorąco i chciało mi sie pić, poszłam do dziewczyn gdzie byłam na zastępstwo a tam... awantura z jakimś dziadkiem że sie w kolejkę wepchnęłam. Tłumaczę że ja do koleżanek, a ten dalej że jest kolejka. Awantura pzeniosła sie do środka gdzie już pielęgniarka tłumaczyła panu że ja w żadnej kolejce nie byłam. To było przykre bo co niby nie moge sie pożegnać z koleżankami z pracy bo nie mam fartucha to co, a jak mam fartuch to jestem inaczej traktowana... chore! Uważam że każdemu należy sie szacunek! Przyszłam zostawiłam słodycze, usłyszałam że to nie potrzebne i takie tam... wychodząc podziękowałam tej pielęgniarce co z tym dziadkiem musiała sie potem użerać...
Kierowniczka dalej zajęta więc pojechałam coś wypić tak mi było sucho.... Gdy byłam na przystanku zadzwonił telefon żebym przyjechała, wróciła bo ważne sprawy bo coś tam a ja że muszę coś wypić i przyjadę usłyszałam że czekają na mnie i że mam coś do podpisania u opiekunki stażu. Szkoda że mi nie powiedziała jak byłam wcześniej. Wróciłam a@ uśmiechnięta dała mi papiery żaląc sie na coraz większą ilość skarg pacjentów. Pacjenci sie skarżą one muszą odpisywać na to a i tak sie nic nie zmienia. No chyba że ktoś dodatkowo zrobi awanturę to coś zyska a tak to nie ma zmiłuj! Papiery podpisałam na odchodne usłyszałam:
- do zobaczenia
- nie zamierzam chorować, ale do widzenia.
- no może gdzieś na dworcu
Pożegnałam sie i wyszłam. Cokolwiek a@ miała na myśli z tym dworcem. Pielęgniarka to nie jest zawód z przedstawicielem którego człek z po za branży chętnie by sie spotkał, mało kto lubi chorować.
Poszłam do kierowniczki nasłuchałam sie o szukaniu pracy, dzwoniła tam w jakiejś sprawie dała na głośno mówiący i słyszałam że nie ma pracy, nie robią naborów a jak już to przemieszczają wewnątrz zakładu pracy. Myślałam o tej ślicznej bransoletce co ją sobie upatrzyłam. Chciałam iść ale było szukanie maila, myślałam że zaraz wybuchnę, potem opowieści o szukaniu pracy po studiach i takie tam. Ufff papiery zapakowane w teczkę i jadę. Wcześniej miłe pożegnanie.
Siedziałam w autobusie i fuck! Obiegówka! Wróciłam się trzeci raz, oddałam kadrowej dokument i poszłam z... nerwicą i problemami w oddychaniu. Ból w klatce piersiowej i oczy mokre od łez.
U jubilera okazało się że upatrzona przeze mnie bransoletka jest oczywiście ale nie wiem, chyba z nerów po mimo wielu prób założyć jej nie mogłam. Poszłam do biura załatwić papierologię. Okazało się że pani jest zbyt zajeta by ze mną rozmawiać, drugiej pani nie ma. Czekałam pod drzwiami, zadzwoniła kierowniczka czy wysłałam maila w sprawie pracy, tłumaczyłam że zrobię to jak będę miała dostęp do komputera. W biurze i tak nikt nie miał czasu ze mną rozmawiać więc zostawiłam papiery i poszłam z jeszcze większym bólem w klatce piersiowej, czułam jakbym mogła tylko pół wdechu zrobić a dalej blokada i ból.
U jubilera znów próbowałam z tą bransoletką ale niestety... ostatecznie wybrałam inną. Mniej podatna na uszkodzenia bardziej solidna i trwała, konkretnie ta:
Następnego dnia znowu dzwoniła kierowniczka z zapewnieniem że szukają mi pracy. Potem dzwoniła K@ i chwaliła słodycze które dostały. Efekt telefonów? Stres lekki ból w klatce piersiowej i bóle w oddychaniu.
Gdy wróciłam do domu usiłowałam sie odstresować ale nie wiele to dało. Pomógł trening metodą Jacobsona. Wstawiam poniżej może sie komuś przyda, tam ćwiczenia na kręgosłup podobne jak miałam na rehabilitacji:
Efekt: pomogło. Ufff...
W sobotę spacerek z Lokim, mam napstrykałam mnóstwo zdjęć. W międzyczasie dowiedziałam się że Loki jest jeszcze trudniejszym psem niż myślałam. Mija wiedza okazała się wierzchołkiem góry lodowej.
Loki to dobry stróż, aż za dobry. Szczeka głośno jest emocjonalny, a aktywować go może wszystko: nie tylko dzwonek do drzwi ale i telefon, a nawet coś czego ludzkie oko i słuch nie słyszy. Padło podejrzenie czy jest psychicznie chory.
W nie długiej przyszłości pies trafi do schroniska. Przykro mi bo wiem że wróci do boxu gdzie nie będę mogła go już odwiedzać, wyprowadzać na spacer nic!
Loki potrzebuje czasu żeby zaufać, to pies sprytny, zostało w niego włożone dużo pracy, ponoć behawiorysta nie dał rady a moja sąsiadka nauczyła go wiele. Teraz przy nowym opiekunie pojawia sie kwestia układania relacji od nowa, przede wszystkim twarda mołość. Szacunek ale i wymagania.
Miłej niedzieli!
Współczuję Ci kochana tego, przez co przeszłaś na koniec stażu. Jacy dziwni i obcesowi ci ludzie.
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, że piesek musi trafić do schroniska i nie będziesz mogła go odwiedzać.
Bardzo przykre mialaś zakończenie stażu.
OdpowiedzUsuńPies he5st uroczy, szloda że trafi do schroniska.
Pozdrawiam
Ciężko znaleźć dom dla takiego psa, musi mieć dużo cierpliwość i serca do niego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Straszne, że tyle nagatywnych emocji Cie to kosztowało. Mam nadzieje, że znajdziesz prace, w której atmosfera będzie zdecydowanie bardziej przyjezna. Smutne, że nawet Ci nie podziękowali... buractwo straszne
OdpowiedzUsuńPrzykre to bardzo, ile musiałaś przejść po tym stażu. Czytając płakać się chce, a co dopiero na Twoim miejscu. Wierzę mimo wszystko, że czeka na Ciebie praca dużo lepsza, bo zasłużyłaś na taką. Za Lokiego trzymam kciuki. Do kotów bym go nie dawała, koty bywają dokuczliwe, upierdliwe, mogłoby być ostro ;)
OdpowiedzUsuńDobrze, że te relacje pracownicze już za Tobą. Niestety w Polsce często tak jest, dlatego cieszę się, że niedługo zaczynam coś w rodzaju stażu tu, gdzie mieszkam. Ostatnio pracowałam wśród emigrantów i było różnie, ludzie przywożą swoje nawyki i czasami człowiek ma wrażenie, że dostając się do pewnego środowiska wcale nie opuścił kraju. Teraz dla mnie i dla Ciebie czas na nowe doświadczenia. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBiedny ten Loki, spotkało go tyle cierpienia od ludzi. Z tymi stażami to są czasami niezłe cyrki.
OdpowiedzUsuńpiekny piesek i cudowne zdjecie
OdpowiedzUsuńOjezu, co za przejścia! Jeśli praca albo cokolwiek sprawia, że fizycznie nas boli, blokuję, mamy ataki duszności czy wręcz paniki, trzeba uciekać.
OdpowiedzUsuńBardzo przykra sprawa z tym stażem. Niestety nie wszyscy umieją się zachować.
OdpowiedzUsuńSame problemy.
OdpowiedzUsuńNie moge pojąć dlaczego ludzie tak krzywdza niewinne istoty. Szkoda tego pieska bardzo
OdpowiedzUsuńAj, same problemy :/
OdpowiedzUsuńNie warto przejmować się ludźmi, którzy nie umieją się zachować.
OdpowiedzUsuńOjej, przykro się to czyta. Przesyłam dużo wsparcia. Trzymam kciuki za nową pracę.
OdpowiedzUsuńCzasem problemy się tak gromadzą, ale wierzę, że za chwile czarne chmury się rozejdą.
OdpowiedzUsuńSzczerze nie chciałabym tam wrócić, szkoda zdrowia.
OdpowiedzUsuńPrzykre jest to co Cię spotkało, i jeszcze psiak musi trafic do schroniska ech...
OdpowiedzUsuńTo niezły młyn miałaś w tej pracy, ale nie przejmuj się jeszcze znajdziesz coś dobrego.
OdpowiedzUsuńHasło mojej byłej szefowej: "Ja z nią ślubu nie brałam!" Więc wiesz wszędzie są różne przypadki :)
Pozdrawiam gorąco :)
Przykro mi, chyba jeszcze nie czytałam u ciebie tak przykrego posta. Mnóstwo negatywnych emocji i spotkało cię wiele przykrości. Może teraz bedzie lepiej. Zresztą musi być lepiej :) trzymam kciuki :) Kinga
OdpowiedzUsuńWspaniała psina! A odnośnie stażu to kiedy jak X lat temu kończyłam swój w urzędzie miasta powiedziałam mojej opiekunce,żeby pocałowała się w dupę.Tylko na taką "kulturę" zasługiwał ten wstrętny babsztyl.
OdpowiedzUsuńStraszne tyle negatywnych emocji. Mam podobną sytuację w pracy ostatnio i też zastanawiam się nad odejściem. Doskonale Cię rozumiem. Co do pieska, może warto spróbować z innym behawiorystą. Moja znajoma przygarnęła psa ze schroniska, który wiecznie chował się pod łóżko i sikał z nerwów. Pierwszy powiedział, że się nie uda, próbował, ale pies ma problem psychiczmy, w domu w którym był dzieci robiły mu straszną krzywdę. Nie będę mówić co. Szkoda tylko, że te dzieci nie zostały ukarane jak należy, by miały nauczkę na przyszłość, że psy to nie zabawka. Drugi behawiorysta poradził co robić i po 2 latach długiej nauki i wspólnego oswajania udało się. Piesek jest spokojny, radosny i lgnie do ludzi. A jego oczy każdego dnia się śmieją. To widać. Warto spróbować.
OdpowiedzUsuńDzięki ci ludzie z tego Twojego stażu. No cóż. Są ludzie i ludziska. Ale życzę, abyś szybko znalazła pracę, która będzie w sam raz dla Ciebie. A piesek jest śliczny. Oby znalazł się ktoś, kto go przygarnie, da mu dom i miłość.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Wasz luty będzie udany...
OdpowiedzUsuń