Wczoraj Eliza zaprosiła mnie Roberta i Wodzireja. Wodzirej ucieka przed Natalią, tak już między nimi jest. Natalii nikt nie lubi, ale to inny temat.
Eliza powiedziała mi właściwie to zrobiła rozliczenie kto co i ile postawił co było u niej na imprezie co kto i ile, co było u mnie na urodzinach. Przyznam szczerze, że ja sama już nie pamiętam bo co to ma teraz za znaczenie. Eliza stwierdziła, że Robert przychodzi na krzywy ryj. Ja powiedziałam, że przecież przynieśliśmy jej dobrą kawę, a ona, że to ja ją kupiłam nie wiele jadłam nic nie piłam w przeciwieństwie do Robercika. Zapytałam dlaczego nie powie tego wprost jemu, no i zatkało ją.
Pojawił się wodzirej, po kolejnej scesji z Natalią, podobno go wyzywała od między innymi k*** i tym podobnych, oraz wytrzaskała po twarzy. Wstydu się najadł co niemiara…
Eliza namówiła Wodzireja byśmy we troje łożyli jej wizytę. Nawet podała listę zakupów: chleb tostowy, ser, i pomidor, o połówce nie zapominając. Przynieśliśmy jej co chciała, a połówki dwie… przyjechali, przywieźli a ja miałam jej tosty dla wszystkich robić, bo ona „nie potrafi”… przykro mi się zrobiło… w końcu ja jestem gościem a ona jest u siebie. Ok. ja mogę pomóc a nie być gospodarzem dodatku nie u siebie…. Chore.
Czym od siebie nas ugościła? Jakieś zaczęte ciastka i ptasie mleczko wystawiła… mnie by było wstyd, przecież od tego są talerze… szklanek im nie dała tylko kieliszki. A jak się już najadła i połówka wypita była zwyczajnie nas wyprosiła. Zajebista koleżanka. Robert chciał wziąć ze sobą nie naczętą połówkę lecz Eliza warknęła na niego…
Jestem w szoku, tak chciwej, podłej osoby to nie spotkałam… trzeba będzie naprawdę podziękować jej za tę „przyjaźń”. Dlaczego nie powiedziałam Elizie o wszystkim? Na cześć zwróciłam uwagę, jednak prawda jest taka, że ja nie jestem od wychowywania innych. Mnie nikt nie mówi jak mam się zachowywać, jesteśmy już w takim wieku, gdzie jesteśmy oceniani, jako dorośli i świadomi ludzie, i jako od takich są konkretne wymagania.
A po za tym Eliza ma magistra, a tytuł naukowy zobowiązuje. Sylwia mówi, że to nie wszystko ale przecież ja nie oczekuje żeby Eliza zagłębiała się w problematykę ekonomiczną, polityczną (do tych spraw ma stosunek czysto egoistyczny, mnie jest dobrze bo tata lekarz pomoże finansowo, rentę ma więc w kraju jest ok. kościół jest ok. musi być duży i bogaty by się ludzie mieścili, a że dzieci głodują cóż z tego? W końcu jej w sensie materialnym niczego nie brakuje, więc jest ok.) czy fizyki kwantowej. Jest magistrem pedagogiki. Czym jest pedagogika, zapytałam cioci wikipedii:
„Pedagogika – nauka o edukacji człowieka, należy do nauk społecznych (humanistycznych) i stanowi zespół nauk o wychowaniu i wykształceniu człowieka przez całe jego życie.”
„Pedagogika i jej staropolska nazwa pochodzi od słowa greckiego (paidagogos - dosł. "prowadzący dziecko"). Natomiast wpływ zachodniej filozofii ukształtował pojęcie rzymskie (łac. ars educandi) jako "sztuka wychowania".”
Stąd wniosek, że jako osoba po studiach powinna świecić przykładem, i wzbogacać ludzi wokoło. A jej „cenna porada” bym skończyła z wiernością Robertowi, i wzbogaciła swoje życie seksualne o osoby poznane w Internecie… bo każdy z tych facetów zabrałby mnie do hotelu. Abstrahując od tematu wierności, to porada niemoralna. Bo jak mona radzić komuś by ze swoich miejsc intymnych robił je publicznymi?! A po za tym to moje i ja decyduje o nich. A co do hotelu to żaden mnie nie zapraszał, tylko każdy chciał do domu się wprosić czyniąc sytuację niezręczną. Oczywiście byli fajni panowie, ale cóż z tego skoro żonaci… a z takimi to lepiej nie zaczynać bo to droga donikąd.
Donikąd też prowadzi „przyjaźń” z Elizą. Poczekam aż trochę nabiorę dystansu. Tymczasem postaram się stopniowo osłabiać stosunki…
Coz, nie kazdy tytul naukowy czyni od razu czlowieka kulturalnym, jak jasno pokazuje przyklad niejakiej Pawlowskiej.
OdpowiedzUsuńWszyscy Ci piszemy, ze powinnas trzymac sie od tego grona jak najdalej, bo jak sama piszesz, nic dobrego nie moze z tego wyniknac.
Pewne znajomości bywają zwyczajnie toksyczne. Ta osoba, o której piszesz to dziwna jakaś zwyczajnie. Najlepiej unikać takich znajomości. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńEch. Jak powiedział kiedyś Ferdek Kiepski w serialu: bycie magistrem a bycie mądrym to dwie różne rzeczy...
OdpowiedzUsuńDzisiaj PAN PROFESOR dociągnął ocenę mojej koleżance, której brakło do zaliczenia 0,1 (bo zaliczał jednak od 1,3 a nie 1,5). W takim razie brakło mi nie 0,4, a 0,2 pkta. Boli. A w/w pan aspiruje na dziekana. Ale nim nie zostanie :) Przynajmniej do końca moich studiów, bo dziekan obecny jest dopiero od tego roku, czyli początek kadencji :)
rakuzanka13.bloog.pl, musiałam się zalogować na google.
Usuńdyplom magistra o niczym nie świadczy. cham zostanie chamem, bez względu na wykształcenie.
OdpowiedzUsuńi potarzam. skoro to wszystko cie uwiera - zmień towarzystwo.
Ja też uważam,że powinnaś jak najszybciej odpuścić sobie to towarzystwo,szkoda życia na pierdoły:)
OdpowiedzUsuńWykształcenie nie jest świadectwem kultury.
OdpowiedzUsuńSzkoda czasu na takich ludzi.