Si in ius vocato, ito! – jeżeli zostałeś wezwany przed sąd, idź.
Dlatego poszłam. Zestresowana, nie spałam dobrze: obudziłam się uczucie zimna,
niepokój. Co? Kto? Jak? Po co? Co ja mam z tym wspólnego. Nie ulega wątpliwości
że sąd to nic miłego. Cóż jadę.
Przed salą rozpraw siedzą jacyś ludzie których pierwszy raz na
oczy widzę. Zastanawiam się: co ja tu
robię i co mam z tym wspólnego? Pustka w głowie. Żadnego nawet najmniejszego
zaczepu. Nic.
Pytam się gościa siedzącego koło mnie na korytarzu – jakoś
wyczułam dobrze mu z oczu patrzy, więc pytam. On mówi. Sprawa głośna nie tylko
lokalna ale i ogólnopolska prasa rozpisywała się na ten temat. Sprawa ciągnie
się długo, to kolejna rozprawa. Ta na którą mnie wezwano ciągnęła się od rana… Ja
dalej nie rozumiem co ja mam z tym wspólnego. Z każdym opowiedzianym mi szczegółem…
nawet pokazał mi oskarżonego – patrzę i… nic nie kojarzę.
Ławka i siedzę zagaduję z nudów człowieka który opowiada mi
o swoim życiu. Swego czasu człowiek zamożny, przedsiębiorca. Wraz z żoną
dorabiali się całe życie. Wtem pojawił się „oskarżony” i efektem jest
zrujnowane życie. Finansowe sprawy pociągają i inne – to jak domino.
Niepowodzenie finansowe, choroba nieuleczalna straszna i ciężka żony psujące
się małżeństwo. Typowe następstwa. Jeden człowiek.
- i widzi Pani i ten człowiek
chodzi na wolności – mówi mój rozmówca
- za kradzież żywności, batonika zamykają do kryminału. Nic
z tego już nie rozumiem – pomyślałam.
Oskarżony dobrze ubrany z wysoką szczupłą i baaardzo
atrakcyjną Panią u boku. Ostatnich gryzą psy a ten pan jak na polskie realia
widać zaradny, głodu nie cierpi to mu i więzienie nie grozi. Nazwisko w prasie
chronione, wizerunek także. Gdy pierwszy raz u Panterki na blogu zetknęłam się
z tematem nie wiedziałam jakiż on ważny. Ale to temat na osobny wpis.
Na sali rozpraw: na tę rozprawę ludzie z zagranicy
poprzylatywali mówię że jestem osobą obcą że pierwszy raz człowieka na oczy
widzę, ale sędziego to nie wiele interesowało szybko i sprawnie wyprosił nas na
korytarz.
Mija czas wchodzą, wychodzą kolejni świadkowie… sprawy w
sąsiednich salach się kończą, zmieniają się sąsiadujący ze mną ludzie na
ławeczkach, wygląda na to że tylko ja zostałam czekając na swoją kolej.
Wpatruję się w drzwi jak ciele w malowane wrota – nic. W końcu mnie wezwali.
Stoję przy barierce, sędzia zadaje pytania odpowiadam zgodnie z prawdą. Sędzia
patrzy na mnie dziwnym wzrokiem a ja się boję. Zwyczajnie. Wyczułam że sędzia
normalny nie taki z jakimi miałam do czynienia, więc pytam czy mogę cos
powiedzieć. Uzyskuję pozwolenie więc mówię:
Uważam że moja obecność tutaj jest pomyłką gdyż jak
policjant który do mnie dzwonił podał mi adres pod którym nigdy nie mieszkałam!
- no to Panią zweryfikujemy, szpera w aktach i podaje mi numer
pesel – mówię że to nie jestem ja! Pokazuje dowód; sędzia każe zapisać: świadek
okazuje dowód. I co? Pomyłka.
Małą satysfakcje poczułam jak mnie sędzia przeprosił. Ale to
nie ułagodziło mojej niebotycznej wściekłości.
No lepiej nie skomentuje naszych urzędników. Ale przynajmniej przeprosił. I co nerwów i czasu straciłaś to lepiej nie mówić
OdpowiedzUsuńTo nie była wina sędziego, tylko policjanta. Przeprosiny mają się nijak do nerwów i tego co przeżyłam...
UsuńTego bym sie nie spodziewala! Ale numer!
OdpowiedzUsuńDobrze, ze chodzilo tylko o swiadkowanie, bo polski wymiar nie-sprawiedliwosci mogl Cie przeciez najpierw zamknac, a pozniej wyjasniac nieporozumienie. Takie rzeczy sie przeciez zdarzaly, wiec powinnas sie tylko cieszyc :)))
Panterko ja już ledwo szłam do tego sądu... a jak mnie pytał to się bałam że zaraz będzie sie darł i mnie ukarze... cieszyć się nie mam z czego taki stres... po sądownictwie jak nie masz kasy... zobacz za kradzież żywności potrafią do więzienia zamknąć a takiego co kradnie miliony...
UsuńTu akurat wyjaśnianie nie było na szczęście zbyt skomplikowane. Ale nerwy, stres... nie do opisania.
Ty to masz przygody ....
OdpowiedzUsuńaż niewiarugodne jak można wzywać nie tego świadka ....
takie rzeczy tylko w Polsce................
no niestety, gdzie pracują ludzie tam zdarzają się błędy...
UsuńNie tylko w Polsce wzywają nie tych świadków :-)))
OdpowiedzUsuńAle Tobie współczuję, tyle nerwów....
Oj tak... przez te nerwy ledwie szłam do tego sądu...
UsuńCały dzień zmarnowany a do tego w stresie, też byłabym wściekła. Powinni dać odszkodowanie, jakąś dniówkę czy coś. To w końcu ich pomyłka.
OdpowiedzUsuńjak poszłam by oddali mi za bilety to zapytała a ja powiedziałam:
Usuńza nerwy, zmarnowany czas, i za bilety. To dostałam za bilety. JAk bym więcej godzin straciła może i bym dostała dietę, jak jest wymagany nocleg to zwracają ok 35 złotych za nocleg - ciekawe gdzie za to sie prześpisz.... ogólnie same problemy.
Wypada się tylko cieszyć, że policjant pomylił się przy wysyłaniu wezwania, a nie kominiarzy. A takie przypadki też były...
OdpowiedzUsuńpamiętam pamiętam - masakra. Laska nie wiem czy sie pozbiera...
UsuńTak, panowie pokazali na co ich stać. W stosunku do kobiety :)
Usuńa tyle sie mówi jacy to "drzentelmeni"... szkoda gadać.
UsuńTaaa :)
UsuńO mamo, takie cyrki to tylko u nas możliwe, nieźle bym się wkurzyła.
OdpowiedzUsuńWyobrażam sobie jak musiałaś się stresować.
hehhhh brak słów by wyrazić co czułam...
UsuńNo ładnie, ale historia! Też bym się wystraszyła i to nieźle! Ale szkoda, ze Cię to spotkało, najwazniejsze jednak, że wszystko się już wyjaśniło :*
OdpowiedzUsuńdokładnie.
Usuń