Dziś zastanowimy się skąd ten paniczny strach przed
psami skoro jak w poprzednich wpisach pokazywałam, iż szkodliwość faktyczna
jest na dobrą sprawę żadna. rozbieżność między histerią społeczną a
rzeczywistością jest ogromna. Skąd, więc bierze się ten strach? Naukowcy
zajmujący się tym zagadnieniem określili kilka zjawisk dzięki którym strach
staje się większy:
„Nie mogę tego kontrolować” – bardzo niewielu ludzi wie cokolwiek o psach i w związku z tym psia
agresja wydaje się im nieprzewidywalna i niesprowokowana.
„To niesprawiedliwe” - działania psów rozpatrywane
są w kategoriach etycznych, podczas gdy psy nie
potrafią działać w takim aspekcie (nie odróżniają dobra od zła).
„Wszyscy o tym mówią” – strach, o którym wszyscy dookoła mówią jest znacznie przesadzony w
stosunku do rzeczywistego zagrożenia. W 2001 roku w San Francisco doszło do
śmiertelnego pogryzienia przez psa – pierwszego w tym rejonie od czasu, kiedy
zaczęto w ogóle rejestrować takie dane. Gazety, telewizja podchwyciły temat,
krótki przegląd wydawanych wtedy pozycji daje liczbę 200 artykułów na ten
temat, które ukazały się w przeciągu miesiąca od zdarzenia. W ciągu następnych
2 lat liczba artykułów wzrosła jeszcze o 150. Dla przykładu: w tym okresie
przyjaciel autorki, który spacerował przez Golden Gate Park w San Francisco
prowadząc na smyczy nieśmiałego owczarka niemieckiego był zaczepiany przez
przechodniów z dziećmi, którzy chwytali za kije i machali mu nimi przed twarzą
(dopisek autora: w Polsce właściciele psów podobnych do rasy, która miała
szczęście ‘zaistnieć’ w mediach doświadczali i doświadczają podobnych
przykrych, nieprzyjemnych, a czasami niebezpiecznych zdarzeń).
„Dzieci w niebezpieczeństwie! Dzieci w
niebezpieczeństwie” – ryzyko dla przyszłych pokoleń przeraża bardziej niż
ryzyko dla nas samych. Choć dorośli są częściej gryzieni niż dzieci, to dzieci
są narażone na bardziej dotkliwe pogryzienia (ze względu na swój rozmiar): w
głowę i górną część tułowia, dorośli – ręce, ramiona i nogi.
Łatwo uczymy się strachu przed zwierzętami,
zwłaszcza wilkami. Kiedyś szybkie warunkowanie się strachu było elementem
strategii przetrwania. Jednak mózg działa tak samo.
Profesor socjologii Barry Glassner z Uniwersytetu
Południowej Kalifornii w książce „Culture of Fear” („Kultura strachu”) opisuje
siłę oddziaływania w dzisiejszym życiu kompilacji groteskowego wyolbrzymiania
zdarzeń przez media wraz z nadinterpretacją siły niebezpieczeństwa.
Opisywane zdarzenie z 2001 roku w San Francisco
miało znamiona dokładnie takiego wydarzenia:
Diana Whipple została pogryziona śmiertelnie przez
psa.
W ciągu następnych tygodni w prasie pojawiały się
artykuły takie, jak:
cane corso sąsiada podbiegł do kobiety i ugryzł ja w
ramię – „Wiedziałam, że umrę”;
wokół szkoły biegał pit, który podszczypywał dzieci,
został zastrzelony przez policję;
kobieta rozdzielając walczące psy: swojego Akitę i
pit bulla została ugryziona w ramię (w ER dostała antybiotyk i opatrunek),
żaden z psów nie został poważnie ranny w czasie walki, policjant który przybył
na miejsce wypadku po zakończeniu walki, strzelił do pita 16 razy, ponieważ
„czuł, iż za chwilę zostanie zaatakowany”, jego kolega strzelił do martwego psa
jeszcze 14 razy.
Miesiąc po zagryzieniu w San Francisco, w okolicy Richmond
(15 mil poza miastem) 10-letni chłopiec jeżdżący na rowerze został poważnie
pogryziony przez 2 lub 3 biegające luzem psy – w prasie pojawiły się artykuły o
„fali ataków”.
22 miesiące po śmiertelnym pogryzieniu lokalne media dostały
następny przypadek do opisywania. Mały chłopiec został pogryziony przez psa,
tracąc sporą część ucha i spędził 36 godzin w szpitalu w wyniku tego zdarzenia.
W gazetach opisywane zdarzenie różniło się bardzo w szczegółach:
Najpierw chłopiec miał 4; potem 3 lata.
Mieszkał w Fremont; potem w Milpitas.
Szedł do domu z parku, gdzie został pogryziony; następnie
był niesiony przez ciotkę (matkę).
Ciotka (matka) została zaatakowana przez psa, ale nie
doznała żadnych, nawet najmniejszych obrażeń, a dziecko zostało ‘wydarte’ z jej
ramion przez psa.
Właścicielem psa był chłopiec; potem sąsiad; następnie
uprzednio skazany sprzedawca narkotyków. Pies był pit bul-em (bardzo szeroka
kategoria psów, nie istnieje jednoznaczne jej określenie) a potem amerykańskim
bulterierem (taka rasa nie istnieje) – chyba chodziło bardziej o użycie słowa
„bull”, niż słowa „amerykański”.
Pies był nazwany Cain lub Kain.
„Najciekawszym” elementem całego zdarzenie był opis całego
wypadku przedstawiony przez oficera policji, który nie widział samego
zdarzenia. Oficer ten stwierdził, dość nieporadnie zaprzeczając prawom
geometrii i psiej anatomii, iż „pies miał głowę chłopca zaciśnięta w swoich
szczękach”. Przeciętny dzień w USA kończy
się śmiercią 117 ludzi w wypadkach samochodowych, jednakże w dniu, w którym
mały chłopiec został pogryziony przez Kaina tylko 5 wypadków przyciągnęło uwagę
mediów. Nietypowe zdarzenie są idealną pożywką dla irracjonalnego strachu.
W
mediach widać ogromną dysproporcję pomiędzy uwagą poświęcaną tego tupu
wydarzeniom (pogryzieniom przez psy) a zdarzeniom, w wyniku których obrażenia
lub śmierć ponosi znacznie więcej ludzi.
Rzeczywistość jest zgoła odmienna od tej, opisywanej w mediach:
Psy prawie nigdy nie zagryzają ludzi,
nie gryzą bardzo często,
a jeśli gryzą, rzadko powodują
obrażenia,
a jeśli to robią, to te
obrażenia rzadko są poważne.
Dlaczego
tak sie dzieje?
CDN...
Na koniec filmik, krótki a treściwy:
Na koniec filmik, krótki a treściwy:
źródło: internet
swietna ta fotka z psiakiem :)
OdpowiedzUsuńWidzisz, Filizanko, jesli zbyt fanatycznie i subiektywnie broni sie jakiejs idei, broniacy staje sie tym badrdziej niewiarygodny.
OdpowiedzUsuńTwoje zaangazowanie w przedstawianie psow ras niebezpiecznych jako pieszczoszkow i zwalanie calej winy na wlasciciela albo pogryzione dziecko, mnie nie przekonuje. Wieksi od Ciebie fachowcy uznali, ze z tymi rasami nalezy zachowac jak najdalej posunieta ostroznosc, w niektorych krajach sa one w ogole zabronione i to nie bez przyczyny, w innych obwarowane drastycznie wyzszymi podatkami, zeby zniechecic do ich posiadania. Za duzo bylo przypadkow pogryzien lub smiertelnych zagryzien. A chocby wystapil tylko jeden taki przypadek, to jest to o jeden za duzo.
Tu masz statystyke smiertelnych pogryzien w Niemczech:
Usuńhttp://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/2/2e/Todesfaelle_w54_alte_neue_bundeslaender_1998-2007.jpg
Rocznie od 3 do 6 ofiar smiertelnych. Ale Twoim zdaniem to przeciez maly pikus, prawda? Biedne pieski, tak je oczerniaja.
Jedes Jahr werden bei uns 35000 Menschen durch Hundeattacken verletzt. Bei Angriffen von Kampfhunden wird es besonders gefährlich.
UsuńKazdego roku dochodzi w Niemczech do 35000 (35 tysiecy!) atakow, w ktorych ludzie doznaja zranien. Podczas atakow psow ras niebezpiecznych jest to szczegolnie niebezpieczne.
U nas w jeden weekend ginie kilkakrotnie więcej ludzi aniżeli jest ugryzień w ciągu roku. No cóż to pierwsze nie robi żadnego wrażenia. Akurat ten temat bardzo mnie interesuje,zawsze gustowałem w tych rasach.wiele złego zrobiła prasa a i nasze społeczeństwo nie dorosło jeszcze do tych ras.''Jedyna słuszna rasa'',to kundel,jajnik i ciapek....ostatnie zdjęcie jest niesamowite
UsuńNie dyskutujemy tutaj o pijanych kierowcach, ani zazdrosnych mezach lub sportowcach ekstremalnych, piszemy o psach, a te gryza. Podalam konkretne dane, z panstwowych statystyk, a nie belkot niedouczonego amerykanskiego pismaka, ktory pomylil imie psa i wiek dziecka.
UsuńJesli psy gryza, to dlaczego niby prasa ma na ten temat milczec? Nie rozumiem, bo co? Bo opinie psom psuje?
Ja tez jestem zdania, ze wine za zle zachowania psow w wiekszosci ponosza ich wlasciciele, dlatego wlasnie powinna byc bardziej restrykcyjna kontrola w przypadku ras mogacych zagrazac zyciu. Zeby te psy nie trafialy w niepowolane rece, powinny byc zabronione, tak jak w niektorych krajach. Problem by sie sam rozwiazal.
Ja nie twierdze, ze gryza wylacznie bulle, ale one moga zabic i to jest roznica.
Racja, święta racja. Podpisuję się pod wszystkim obiema rękoma, tudzież prawą nogą. Amen. Mało jest takich ludzi, którzy myślą racjonalnie. Dobrze, że czasem ktoś o tym pisze.
OdpowiedzUsuńPisać trzeba, problem ,że tą rasą interesują się i posiadają specyficzni ludzie ...
OdpowiedzUsuńA rasa jak rasa ma swoje zalety i wady...
Zastanawiam się czy ktoś w ogóle czytał tego posta... czy może po prostu jest zbyt długi...
OdpowiedzUsuńJa posta czytalam i odnioslam sie do niego, Ty natomiast chyba przeoczylas moj komentarz.
Usuńcieszę się, że przeczytałaś ten post.
UsuńJak człowiek drażni psa, to niech się nie dziwi, że pies się broni! Kiedy ktoś na psa idzie z kijem i mu tym kijem macha, to pies czuje się zagrożony i atakuje-to normalne zachowanie. Przecież człowiek jakby ktoś na niego szedl z bronią, też nie stałby spokojnie...a potem się dziwią, że psy sa agresywne. Głupota ludzka nie zna granic.
OdpowiedzUsuńno i poszło w eter!
OdpowiedzUsuńdokładnie przeczytałam twój post i to dwa razy.
nadal twierdzę, że kiedy pies gryzie, to jest to wina człowieka.
brak odpowiedzialności. kupowanie psa z pseudohodowli, za grosze i nauka agresji. a potem mamy jak mamy. gdyby nie głupi, nieodpowiedzialni ludzie - nie byłoby pogryzień.
po mojej wsi wałęsają się dwa kundle, groźne podobno. zaczepiają ludzi a właściciel się smieje! to jest groźne!
niedawno czytałam, ze kot wydrapał dziecku oczko. czy to też groźna rasa?
przeczytałam przeczytałam... zaprosiłaś do komentowania więc przeczytałam. zacznę od tego, że nie przepadam za psami, a już na pewno nie w domu.
OdpowiedzUsuńdla mnie pis to stróż podwórka, posiadłości. każdy ma w życiu jakąś rolę i taka rola według mnie przypada psu, troska i pilnowanie by nikt nie wszedł na terytoriom jego i właściciela.podwórko ogrodzone i pies może szaleć do woli ma tam swoją budę (u mego dziadka to tylko on sam maił lepsze zakwaterowanie bo z bieżącą wodą i elektrycznością)- buda docieplona, że jako dziecko zimą często tam z psiakami siedziałam i nie marzłam... pies miał swoją "miskę" 3x dziennie i masę pieszczot bo mój dziadek kochał psy- na swój sposób. na dziadka nigdy nie warknęły i nas wnuki też nie, ale na rodziców to już tak. wystarczyło, żeby któreś podniosło na nas głos od razu psy stawały na "baczność". a już jeśli szykowali się do wymierzenia klapsa to jeden z nich stawał między nami i odsłaniał zęby... psy- nie wiem jak to dziadek osiągną, wiedziały kto może wejść na podwórko a kto nie. wystarczyło im tylko raz powiedzieć: nie rusz i później taka osoba była niemalże jak swój przez nie traktowana tzn pod nieobecność dziadka mogły takie osoby wejść na podwórko zastukać do drzwi domu czy nawet pochodzić po podwórku, ale jeśli próbowały zaglądać do budynków gospodarczych to psy zjawiały się jakby z podziemi. jest taka historyka w naszej rodzinie o psie i kocie. był taki rok że szczury opanowały wszystko i wszystkich istna plaga. dziadek miał psa i kota które zabierał do stodoły siadał sobie z boczku i patrzył: kot znikał a pies nastawiał uszy. po chwili zjawiał się kot goniąc przed sobą szczura. wtedy do akcji wkraczał pies i zagryzał szkodnika. dziwne? ale prawdziwe.
straciłam serce do psów kiedy miałam jednego w domu, niczym mi nie zawinił tylko ja nie umiałam go nauczyć podstawowych rzeczy np jedzenia z miski...
dlatego podziwiam twoja pasję...
czytam od deski do deski, ale artykułów o psach nie komentuję.
po prostu ja i psy nie idziemy ze sobą w parze.
dodam, że kota to nawet nauczyłam korzystać z sedesu jeśli nie było nikogo w domu, prosić wychodzić na zewnątrz za swoją potrzebą
pozdrawiam i dziękuję za komentarz